Kiedy
kończy się dzieciństwo dziewczynki? Wtedy, kiedy na pytanie „czego
byś chciała?” opowiada: „być ładna”.
W tym
miejscu od razu macham w stronę dziewcząt, które nigdy nie
zaprzątały sobie swoich myśli tak banalnymi rzeczami jak wygląd,
bo są mądre i czytają książki mądre wcześniej niż inni.
Dziwnym trafem, takie dziewczęta zawsze mają chude nogi, nawiasem
mówiąc...
Ale –
nieważne. Moje odpowiedzi takie były. Przeplatane jeszcze z „być
szczęśliwa”, ale skoro w tym wypadku jedno było tożsame z
drugim, to różnicy nie było żadnej. Chłopcy chcą być
lotnikami, piłkarzami, albo mordercami, a dziewczynki chcą być
ładne i trzymać nogę na nogę, bo taka postawa przydaje szyku. Tak
jak kolorowe paznokcie. Potem są to jeszcze nienaganna figura,
lśniące włosy, koniecznie do pasa, białe zęby (ile pieniędzy
poszło z pianą past , po których powinny nam one nie tylko
fluoresencyjnie świecić, ale przy okazji pomóc ułożyć sobie
życie. Żadna z nas nie jest idiotką przecież i wie, że jak się
ma ładne zęby, to mąż też będzie ładny. I dobry).
Jako że
tak jak moje wypowiedzi ustne, pisemne też pląsają w plątaninie
dygresji i tych miejsc, które nie noszą zaszczytnego miana
„meritum”, drugą ręką macham od razu w stronę tych, którym
piana, bynajmniej nie z pasty wybielającej, toczy się z ust, bo
przecież ja się poruszam w jakiejś idiotycznej strefie
stereotypów, ble, ble, ble.
No
poruszam się, bo mnie to bawi, bo mi wolno i mnie stać. W naszej
smutnej Polsce wlasne zdanie to jedyna rzecz, na którą mnie stać,
także pławię się w tym przywileju.
A dodatkowo, też mnie to
boli. Bo może feminizm przeraża, bo nie potrafimy go prawidłowo
ubrać w słowa, mimo że studiujemy na co dzień nauki gender?
A
taka banalna kwestia, jak ta, którą teraz poruszyłam, to jest
właśnie kwestia tego znienawidzonego słowa. Bo feminizm to
umiłowanie wolności.
I
nie trzeba od razu wycierać sobie buzi głośnymi sloganami o
równouprawnieniu nawet w toaletach, o parytecie i innych dużych
słowach, które noszą krawaty i błyszczące buty do garniaka,
które tak rzadko są dobrze dobrane.
Można
się zatrzymać na chwilę i popatrzeć to tu, to tam. Kobiety
podzielono teraz na pięć
podstawowych
grup (rzecz jasna, miały w tym udział i one)
-
Miłośniczki Zdrowego Żywienia, czyli wiecznie na diecie, wiecznie
niezadowolone, z kalkulatorami kalorii w oczach. No szczupłe są,
chudziutkie, to do nich są skierowane linie ubrań, to dla nich
wymyślono chudziutkie ubrania, które podkreślają kształty
dziewcząt, którymi są. Są śliczne, bardzo często. Ale
spojrzenia mają nieładne, pogardliwe, albo smutne, bo jak nic nie
można jeść, to się jednak traci energię.
-Wielbicielki
Fitness, dla których Jezus objawił się na nowo w skórze Ewy
Chodakowskiej lub innej, która obiecuje pot, krew i łzy, zmianę
figury, no i zmianę życia w ogóle, to przecież logiczne, że
jedno z drugim idzie w parze. Kobiety z końskiem ogonem na czubku
głowy, kolorowymi adidasami i stylem „na sportowo”, które
starają się przekonać wszystkich wokół o tym, że puszczenie
pawia po treningu jest super, bo to jest jak przekraczanie swoich
granic i „warto, naprawdę warto, zabrać się za siebie, bo
zmieniasz swoje życie wtedy”.
-
Kobiety Twórcze, które interesują się wszystkim. Mają pasję,
lubią czytać, ale tylko
profesjonalną literaturę, Balzaka, albo w wersjii bardziej
postmodernistycznej Żulczyka po polsku. Obowiązkowo mają karnety
stałego bywalca teatrów. Idealne do wyrwania na wino i płomienie
świec i inne tego typu bzdety. Uwielbiają narzekać na powszedniość
dnia codziennego i nadużywać słów, których znaczenia cieżko się
domyślić. Wysublimowana forma Feministek, która o dziwo, nie
śmierdzi kotem. Ale i tak płacze wieczorami, bo jakiś palant,
którego ona zamierzała uwieść miał czelność przelecieć
panienkę, która nie wie, kim był Derrida.
-Feministki.
No
sami wiecie.
-
Cała Reszta, a jest ich mnóstwo. Te z nadwagą i bez, z tłustymi
włosami i bez. Nastolatki, te bardziej dojrzałe, te „jestem na
diecie od poniedziałku” i „zaczynam biegać w przyszłym
tygodniu”. Histeryczki i wyluzowane, urządzające burdy za Jego
spóźnienia, trzaskające drzwiami. Nudne, bo nie należą do żadnej
wyodrębnionej grupy. Zatracają się w związku, nie mają własnego
zdania, beznadziejnie samotne singielki... I tak dalej.
Dobrze
byłoby dla kobiet przestać starać się zaspokoić jakieś
niewypowiedziane przez nikogo żądania. Że masz być fit, masz się
zdrowo odżywiać, zero chleba, anoreksja w łagodnym etapie jest
nawet dla Ciebie korzystna, jak Ci źle, to potrenuj albo zjedz całą
czekoladę i wiadro lodów, to takie kobiece. Bądź zawsze
elegancka, ale uwielbiaj też wędrówki w deszczu i błocie. Noś
szpilki, ale miej zawsze w pogotowiu dres. Nie przeklinaj, bo jesteś
kobietą, nie wypada, ale zaklnij porządnie, kiedy się wkurwisz,
znaczy, że masz jaja. Pij wino, ale bądź też pierwsza do picia
wódki, bo taka z Ciebie fajna laska. Kochaj kupować buty, ale
oszczędnie zarządzaj finansami, na boga, masz być żoną.
Z
biegiem czasu dochodzę do wniosku, że tak długo, jak długo
kobiety będą antyfeministyczne w stosunku do samych siebie i
dopóty, dopóki nie zburzą tych wszystkich klatek, faceci nie
zrozumieją, czym jest mądry feminizm.
Wolnością
wyboru. Odwagą w byciu tak wolną, jak tego chcesz i potrzebujesz.
Jak
nie lubisz oglądać mądrych filmów, to nie oglądaj, ale się nie
zasłaniaj tym, że kobiety lubią komedie romantyczne, bo to jest
chuj, nie argument.
Kobiety,
dar bogów, najwyższa rozkosz fizyczna i psychiczna od wieków.
Przestańcie
pierdolić, bo aż głowa boli.