poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Tup, tup, tup.
I puk, a nie, dzwonek jest, to dzwonię.

Pierwszy raz w życiu, mając lat 23, wchodzę do sąsiadującej z moim liceum o szkoły.
Podobno tej dla najmądrzejszych uczniów, nie wiem, ja chodziłam do szkoły dla debili.

Idę korytarzem, u mojego boku sprzątaczka, świeżo malowane ściany. Brzydko, a tak pięknie, szkolnie.
Weszłam do sali, przykro mi mówić, ale takich ładnych jak ja nie było dużo, a tak naprawdę tylko jedna.
Chłopcy do luftu.

Sala historyczna, wierszyki o powstaniach śląskich i orzeł na dywanie nad tablicą.
Pierwszy wykład na kursie prawa jazdy. Generalnie nuda, jakaś pierwsza pomoc, uciskanie klatki, jak w liceum.

Tak mi się cudownie siedziało na twardym krześle, przy brudnej ławce, na wprost tablicy, w ostatnim rzędzie. Jak na studiach, jak w szkole, jak od zawsze, chyba kupię takie krzesło.

Sympatyczna pani ratownik skończyła wcześniej, na co na twarzach obecnych tam ze mną pojawiła się euforia i blask.
Bezczelni idioci zaczęli robić coś, co jest niedopuszczalne dla osoby tak dobrze wychowanej,  jak ja.



Zaczęli pakować plecaki w trakcie mówienia sympatycznej pani.
Tak mi się wstyd zrobiło, że nie mogłam patrzeć na te zakały.
Musiałam też panów przepuścić w drzwiach.

Ale tęsknię za szkołą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz