wtorek, 27 stycznia 2015

Bij ich laciem.



Ostatnio same poważne tematy się mnie trzymają, więc tym wpisem uderzam plecami o ścianę, żeby te wszystkie poważności odpadły chociaz na chwilę i zapraszam Was na zakupy.

Zakupy robię ja, wespół z moim ojcem, bo i specyficzny to obiekt zakupowy, czyli Nowe Auteczko.
Znaczy nie Nowe, tylko używane. Pałam, jak co poniektórzy wiedzą, ogromną miłością do Auteczek typu Mercedes W123 i wszystkich, które nie są opływowe, a o ich kant można nabić sobie porządnego siniaka na kolanie.

Właśnie dlatego, Tata znalazł dla mnie Punto i to będzie historia nr 1.

Jedyną jego zaletą była w miarę niska cena, czyli trochę ponad dwa tały, bo i kolor chujowy i marka do luftu. Jako że Tata szuka Auta już milion lat - z uwagi na brak poważniejszych usterek, zdecydował się dać Panu Sprzedawcy zaliczkę równą 50% wartości punta, co z kolei spowodowało, że Pan Sprzedawca nie pojawił się w umówiony dzień, jak i nie odbierał telefonów dnia następnego

(a odebrać mógł, bo ja zadzwoniłam ze swojego numeru, odebrał od razu i umówiłam się z nim na oględziny, no bo skąd mógł wiedzieć, że jestem córką swego ojca).

Wysłałam też Tatkę na policję, bo może wreszcie te wszystkie darmozjady by się do czegoś przydały i capnęly pieprzonego dziada, dla którego uścisk ręki przy zawieraniu umowy znaczy tyle, co podtarcie sobie tyłka tą samą ręką.
Tak się DZIWNYM TRAFEM zdarzyło, że jak dziad się za posrednictwem smska dowiedział, że albo hajs, albo pały, to nagle zmaterializował się pod naszym blokiem z calutkim tałem w ręku.

Mnie i ojcu skoczyło ciśnienie tak bardzo, że ja poszłam się najebać, a Tata, jako że ogólnie ma nadciśnienie, walnął butelkę czerwonego wina, bo jest zdrowe na serce.,

Historia numer 2, to historia pewnej białej Skody Felicii, bardzo ładnej, mojej faworytki.

Tata poszedł zobaczyć Ją po pracy, wszystko ok, ale trzeba zrobić przegląd, bo się skończył, jak przejdzie, to kupimy.
No to jedziemy do typa, żeby Ją zabrać na wycieczkę do warsztatu.

Typ zdążył już walnąć browca, bo przecież jest poniedziałek, godzina 16, pali peta i na nasz widok i propozycje pojechania na przegląd (którą umawiał z Ojcem przez telefon), zaciąga się owym petem (w całym garażu śmierdzi jak w raju dla nikotynowych narkomanów) i mówi:

“No, ale mi się nie chce teraz”

Mam ochote bić go po twarzy laciem. I to brudnym laciem, jak dodaje, że nie wie, gdzie ma w tym momencie dokumenty z auta na instalacje gazową.

O tempora, o mores, o ja jebię.

zdjęcie: via Pinterest

poniedziałek, 26 stycznia 2015

Się nie znasz, w ogóle.



Koteczki, dzisiejszy wpis będzie społecznie zaangażowany, bo tak mi dzisiaj zawiał internetowy wiatr w plecki.

Weganizm. Dużo tu o nim nie piszę, bo nie widzę potrzeby robić z siebie trąby jerychońskiej w sieci, wolę o tym gadać, tłumaczyć i leciutko przekonywać w realnym świecie, miliony lajków nie wydają mi się aktywnym zwalczaniem cholernej niesprawiedliwości, dlatego też działam sobie spokojnie inaczej.

Ale nie umiem usiedzieć spokojnie, jak ktoś mi nanosi błoto na to, w co wierzę, czemu się oddaję i co jest dla mnie ważne. I, żeby było lepiej, są to osoby, które wierzą w to samo co ja.

Bo, tak jak mówiłam już nieraz, zawsze znajdzie się ktoś, do kogo nieswojo mi podejść, bo wytknie mi, że mam na sobie skórzany pasek do spodni, bo tak - mam, kupiłam go na szmatach kilka lat temu, kiedy nie miałam pojęcia, że moje życie potoczy się tak, a nie inaczej. Pisząc tę notkę, mam też na sobie skórzane buty, które jeszcze do niedawna kupowałam namiętnie, a teraz szkoda mi je wyrzucić i tak, będę je nosić tak długo, aż sie zjadą do końca.

Zawsze znajdzie się ktoś, kto będzie mi wytykał, że nieświadomie spożywam olej palmowy, którego produkcja powoduje śmierć szympansów i lasów deszczowych. Nie popieram tego, że jest produkowany, ani go nie promuję, ale nie ukrywam, że rzadko kiedy czytam bardzo dokładnie etykiety kosmetków, których używam, sprawdzam, czy mają coś odzwierzęcego i czy są testowane i na tym się kończy (przynajmniej do dziś).

Zawsze też znajdzie się ktoś, kto skomentuje to, że ubieram się w sieciówkach (aczkolwiek od jakiegoś czasu celuję głównie w szmateksy, gdzie są stosy cekinów, specjalnie dla mnie), a nie szyję sobie sama, albo nie kupuję w rodzimych firmach, albo, najlepiej, że nie robię sobie sama spodni z kartonu i koszulek z reklamówek.
Biodegradowalnych.

Będą mnie przekonywać, że mam OBOWIĄZEK sprawdzać, czy ludzie którzy mnie tatuują mają poglądy niesprzeczne z moimi, co jest tak ohydne, któtkowzroczne i pozbawione sensu, że aż bolą mnie oczy i uszy.

Oni też, będą mówili, że nie jestem sto pro vege, że nie mam prawa się wypowiadać, bo nie jestem prawdziwie empatyczna, że chuja wiem o byciu eko i w ogóle po co się urodziłam i podjęłam taką decyzję, bo OKRYWAM WSTYDEM BRAĆ WEGAŃSKĄ.

A ja im mówię, z całym szacunkiem, jaki mam dla drugiego człowieka, odwróć się ode mnie, bo wolę widzieć Twoje plecy, wtedy ego wydaje się być trochę mniejsze.
Ściagnij też swoje markowe ciuchy, kosmetyki warte moją wypłatę, postaw tak swoje nowe, zajebiste auto, żebym go nie widziała i odstaw na chwilę talerz z jedzeniem, które kupiłeś w super-hiper-ekstra knajpie za więcej niż ja wydaję na tydzień, będzie nam łatwiej rozmawiać.

I czasem załamuję ręce, bo wszyscy wiedzą lepiej niż ja, czego chcę i co jest ważne, ale dla takich momentów, kiedy mój przyjaciel, zdeklarowany mięsożerca, mówi mi “Ola, ja wiem, że takie jedzenie nie jest w porządku”, co znaczy, że myśli, czuje i słucha, dla takich momentów warto.

zdjęcie: via Pinterest

piątek, 23 stycznia 2015

Oczywistości-nieoczywiste.



Koteczki, już nieraz wzbierała we mnie nostalgia za czasami, kiedy zamiast wódki piłam lemoniadę, nosiłam białe skarpetki z falbanką do czerwonych lakierków, które kupiła mi kiedyś Babcia, a na głowie jasnoblond kucyki i moim ulubionym kolorem był różowy, bądź fioletowy, bo ja wiem, co to znaczy być dziewczynką i co sie z tym wiąże, a że każdy lubi zaszaleć, to czasem wymieniałam też błękitny.


Życie było proste, a największym problemem było to, że Tata robił śniadanie, a nie Mama, co kończyło się nutellą z masłem o 7 rano, co do dziś jest arcyohydnym daniem ever.


Jak każde dziecko, lubiłam bajki.
Jedną z tych, którą znały wszystkie dziewczynki, była bajka o miłości od pierwszego wejrzenia.
Nie opowiadała mi jej mama, ale Walt Disney - roztaczał przede mną piękny świat, w którym to nie było szans na to, żeby nie trafić.


I tak kopciuszek znalazł księcia, któremu nie przeszkadzało, że jest kretynką i poniewiera się pijana w środku nocy po mieście i w trakcie “angielskiego” wyjścia gubi buta. Nie przeszkadzała mu też jej walnięta rodzina, która kazała jej grzebać w popiele i szukać tam maku, i jej siostry przyrodnie, która na chama wciskały jej buty, brocząc je krwią z obciętych palców i pięt, co wskazuje na to, że musiały brać jakieś narkotyki.


Znalazła go też śpiąca królewna, jakkolwiek, na co wskazuje jej przydomek, nie napracowała się zbyt dużo, leżąc, pachnąc i śpiąc (czyli robiąc wszystko to, co jest moją życiową aspiracją na zimowe miesiące). Źeby było lepiej, nie miała profilu na fejsie i widać, że książę miał mocne nerwy i serce pełne wiary w to, że jego nagroda (sic!) nie okaże się pasztetem.
Pomijam tą opcję, że mógł być ukrytym nekrofilem i tylko dlatego wyruszył w podróż, bo jak miałam 5 lat to nie wiedziałam, co to jest nekrofilia i w sumie żałuję, że się dowiedziałam.


Znalazła go wreszcie syrenka, która nie miała nóg, a ogon, nie umiała mówić, a do tego na pewno jej włosy cuchnęły rybą.


Jaki z tego morał?


Na pewno nie chcę powtarzać tego, co wojujące feministki z tłustymi włosami i brakiem biustu mówią od lat, a mianowicie “@#$%^&* wy szowinistyczne męskie świnie, @#$%^&* domagam się traktowania mnie jak księcia!!!”


Nie wiem, jaki z tego morał, ale nie wierzę w miłość od pierwszego wejrzenia.
Wierzę w szacunek, przywiązanie i pożądanie, które ewoluują i zamieniają się w coś pięknego, co ma miejsce po pierwszym pocałunku, który, często-gęsto, jest do luftu.
Wierzę w drugiego człowieka, który stoi na wyciągnięcie ręki, a nie w stwierdzenie “fajna dupa”.


Zaprawdę powiadam Wam, że miłość zaczyna się zauroczeniem, a zaczyna naprawdę, kiedy myjesz zęby cudzą szczoteczkę, bo zapomniałeś swojej.

Może  to oczywistości, ale mnie naprawdę, życie i ludzie wciąż zaskakują, bo ich nie znają.

zdjęcie: via Pinterest

środa, 21 stycznia 2015

Prasówka.


Co prawda, dzisiaj czwartek, ale dopiero dziś prasa i radio zainspirowały mnie do napisania małej, rajdowej prasówki, zapinajcie pasy, jadymy.

Peja kontra Adam Mickiewicz. Zobacz ile wspólnego mają raperzy z romantykami.

Na zdjęciu do artykułu Peja zalotnie podwija koszulkę. Wyobrażam sobie Mickiewicza w takiej pozie i nope.
Ci pokroju Peji nie mają chyba nic wspólnego z romatykami, chyba, że romantyzm to jakaś odmiana bycia dresem, który do dziewczyny mówi suko, czasem jebnie, ale nie drąż, no i oczywista, płomiennie wyznaje miłość tatuażem na plecach “kocham kurwy i chleb ze smalcem”.
Przy okazji polecam piosenkę Eis ft OSTR Nie dzwoń do mnie, jest to osobliwość godna nowego romantyzmu z osiedla.

Czytanie to najseksowniejsza randka świata. Umawiają się, żeby razem… czytać książki

Właśnie dzieki takim sprzecznym informacjom rośnie liczba zdesperowanych kobiet w wieku od 20 lat wzwyż, bo chłopakom-intelektualistom się wydaje potem, że książka pod pachą zastąpi wszystkie inne przymioty, które są seksowne.
Bo czytanie jest fajne, inspirujące, ciekawe, ale niestety, nie jest seksowne. Seksowny jest dwudniowy zarost, klata na wierzchu i wzrok pełen pożądania, nawet jeśli widać, że amant nie przeczytał do końca żadnej pozycji.
Z listy lektur szkolnych, rzecz jasna.

Sztuka kamuflażu. Jak skutecznie tuszować sińce, pajączki i przebarwienia?

Rada 1: nie żyj. Im szybciej umrzesz, tym mniej roboty będziesz miała przed wyjściem z chaty.
Czekam, aż wszystkie niedoskonałości mojej twarzy zatańczą na moim grobie, wolne od wszelkich korektorów, pudrów, podkładów i innych kłamstw, którymi je sobie zasłaniam.

Limitki. Ograniczą chęć Twojego dziecka na słodycze, pomogą w utrzymaniu zdrowego uśmiechu i wagi.

No do jasnej kurwy. Mamy już tabletki na każdy ból (oprócz bólu głowy, stęsknionego za rozumem), na uczulenia i nietolerancje (“... bałam się, że już nigdy nie napiję się mleka, ale jem tabsy i nic nie czuję!”), na obżarstwo, na skutki poważnych libacji, na zły nastrój, na dobry nastrój, na zapominanie i ładne paznokcie.
Chcą faszerować mnie swoimi słowami, swoją wolą, swoimi zasadami które nijak mają się do moich.
A jak ja byłam mała, to słodycze były raz w tygodniu, w niedzielę po obiedzie i nikt się nie skarżył.

A za oknem dalej jest noc, a przecież jest 8 rano i dochodzę do wniosku, że jestem stworzona do spania.

zdjęcie: via TheClassyIssue

poniedziałek, 19 stycznia 2015

100dniówka


Koteczki, pogoda za oknem nastraja jak zwykle melancholijnie, bo poniedziałek to poniedziałek - wyrzut, żal i kac.
Zanurzając się w odmętach weekendu, czarnych nocy, pełnych wódki i grzechu, wynurzamy się co poniedziałek, a siedząc w pracy w te poranki, powinniśmy dostawać mniej hajsu za robotę, bo jesteśmy zajęci bardziej łapaniem pionu.


No to właśnie taki będzie dzisiejszy wpis.
Melancholijny.


Studniówka. Znowu się zbliżają wielkimi krokami te pseudo-dorosłe imprezy, bo szafiary są zasypywane pytaniami dziewcząt o kreacje, a chłopaki zastanawiają się już od tygodni, jak przemycić na salę skrzynkę wódki w skarpecie.


Miałam taką w sumie zabawną sukienkę, jak panienka z XIX wieku - długą, szarą, zwiewną, całkiem jak nie ja teraz, ale to były czasy, kiedy jeszcze cekiny nie były takie popularne.
Moja przyjaciółka miała dwie, bo kto Ci zabroni zmienić kieckę?
Było całkiem ciepło, jak na bodajże luty, bo nie pamiętam, kiedy to było dokładnie, ale na pewno miałam jeszcze rudawe, kręcone włosy.


Każda dziewczyna na studniówce za moich czasów wyglądała trochę śmiesznie, bo jeszcze wtedy ubieranie było obowiązkiem, a nie sztuką i zawodem co poniektórych osiemnastek.
No to ja miałam buty, które kompletnie nie pasowały do kiecki, bo były to 10 centymetrowe szpilki z połyskiem i na platformie, więc na stopach ricz bicz, a od kostek w górę nimfa z powieści Jane Austin.
Najgorsza była fryzura, zamiast jak bóg przykazał mieć długie włosy, z którymi można zrobic wszystko, ja miałam krótkie i spięte na kształt hełmu, który autentycznie chiałam ściągnąć przed pójściem spać. Wsuwek było tyle, że do dzis dziwię się, że łeb nie wyginał mi się do tyłu, a lakierem mogłabym obdzielić kilka wiosek w Bieszczadach.
Fryzjer się biedził tak długo, że nie zdążyłam sie za bardzo pomalować, co potęgowało jeszcze efekt fryzury pani Basi z osiedlowego.


Mój kolega zaprosił mnie z braku laku (miał dziewczynę, ale nie chciał jej zabrać…), zgodziłam się, bo jak sie szło parami, to było taniej.  
Taczyliśmy poloneza, nawet całkiem udanie, jak tylko zaczęła grać muzyka to się głośno zaśmiałam, a zaraz potem kurwa wyleciała mi z ust, bo się potknęłam, więc, jak sami widzicie, urocza to ja byłam zawsze.
Tańczyłam do rana, rozerwałam sobie kieckę obcasem, którą zszywała mi przyjaciółka, byłam świadkiem jak jakaś dziewczyna rozpaczliwie chciała, żeby przeleciał ją pan od wu-efu, jednak odrzucił jej zaloty, inna z kolei zapiła do takiego stopnia, że koleżanki straciły pół imprezy, cucąc ją i maskując fakt, że rzygała jak kot.


A wódkę chłopaki przemycili w reklamówkach

zdjęcie: via Pinterest

czwartek, 15 stycznia 2015

Męskie pudełeczka.

Mężczyźni.


Są mniej więcej tak samo pociągający dla kobiet, jak kobiety dla mężczyzn, co wcale nie jest takim głupim zdaniem, jak Wam się wydaje.
Poświęcę im dzisiaj trochę uwagi, jednakowoż dzisiaj ich opakowanie zagra pierwsze skrzypce, bo lubię pisać poradniki, a na modzie znam się mniej więcej tak samo świetnie, jak na drogowym ruchu lewostronnym, jeśli takowy by u nas obowiązywał.
No to zaczynamy!




No niby wszystko ok. Ale czemu ona ma twarz faceta? Idąc z takim typem ulicą ciemną nocą przygotuj plecak i dobre sportowe buty - zwiększysz swoją szansę na ucieczkę, jak ktoś Was napadnie, bo najdzie tego kogoś chętka na zawartość jego płóciennej torebki.



Obstawiam, że to bloger i tego swetra nie dziergała mu babulinka, a poważna firma modowa za miliony monet. Idąc z nim na kawę zabierz kartę kredytową, bo pewnie zahaczycie o jakąś galerię handlową, no i stawianie mu w starbaksie też swoje kosztuje.


Mam ostatnio wrażenie, że jak do kawałka ziemniora dokleisz brodę, to śmiało możesz zmienić status na fejsie na "w związku" i pomykać z nim na imprezy, bo broda wszystko usprawiedliwia. Osobiście - nie przepadam, ale do kurwy, czemu on ma na sobie czarną siatkę i spodnie ze ściągaczami?


Niby wszystko ok. Bo są tatuaże, rzeczone brody, ale pogadajcie z ich cojones, a na pewno będą smutne, że po pierwsze wszyscy się na nich gapią, a po drugie jeans to jednak nie delikatna mgiełka.



Tak wyglądałby główny bohater Trainspotting, gdyby podczas ładowania działki zauważyłby go jakiś łowca modeli. Na spotkanie z nim załóż na siebie koc i namaluj sobie worki pod oczami.


Doskonałość jego stylówki boli mnie w środku, bo już dziś muszę zacząć zbierać na sukienkę ślubną, którą założę na nasz ślub. 

Ale tak naprawdę, Kotałki, do końca życia będę uważała, że nonszalancko noszona bluza z kapturem i normalne spodnie są zawsze warte uwagi.
To chyba taka szczeniacka miłość.

zdjecia via: Pinterest/ Vougue/ The Classy Issue





wtorek, 13 stycznia 2015

Bajeczka.


Kotałki, muszę sie z wami czymś podzielić.
Na wstępie chciałabym Was przestrzec: nie próbujcie wpłynąć na moje spojrzenie na sytuację. Bardzo Was wszystkich szanuję, kocham i uwielbiam, ale w tej kwestii - watch out.


Dawo, dawno temu Polskę i Polaków oszukał sepleniący rudzielec. Zaczął od samego początku obietnicą obniżenia podatków, ale słowa nie dotrzymał, a honor jego upadł pod stertą pieniążków, które nam z kieszeni wyciągał.
(bo tak jest w polityce, powiecie, że kradną. A ja powiem, że nie musi tak być i że pluskwa zawsze nią pozostanie, gdy wyczuje zapach cudzej własności).


Później, gdy nastroje były na tyle niebezpieczne, że kurwą mu córkę nazywano, a możliwości kradzieży coraz ciaśniejsze się stały, no i najważniejsze: gdy królowa matka zapragnęła go mieć obok siebie, zapakował manatki i ruszył na podbój Zachodu.


Na jego miejscu zasiadła panna wątpliwej urody, jako i wątpliwego obycia (na obycie składa się w 90% inteligencja).


I ruszyła z kopyta bałaganem w NFZ i zamykaniem kopalni.
Oczywiscie zrobiłą to z taktem i delikatnością równą moim żulom spod bloku, czyli zaczyna negocjacje po złamaniu życia tysiącom osób.


Kopalnie.
Ostatnio mam wrażenie, że Polacy podzielili się na 2 grupy: górników i całą resztę.
Bo ci górnicy to mają tak dobrze, bo takie wypłaty, bo im się w dupach poprzewracało, bo dobrze im tak, bo my też nie mamy lekko, niech umrą w tych kopalniach, a co.


Naucz się wreszcie, kurwa, jeden z drugim, że każde wydarzenie, które podnosi nastroje społeczne - generując nienawiść do człowieka takiego samego jak Ty - jest złem.
Każde pierdołowate działanie rządu, które ma na celu KRADZIEŻ NASZEJ PAŃSTWOWEJ WŁASNOŚCI, jest złem.
Wiesz, co się stanie, gdy zamkną kopalnie? Sprzedadzą je za gorsze jakiejś zagranicznej korporacji, której ręce będą umazane krwią. Zwolnią ludzi, obniżą drastycznie wypłaty, zrestrukturyzują odpowiednio NASZE kopalnie i bedą na WYZYSKU zarabiać.


Polska będzie Grecją i Hiszpanią Europy.


Nie jest winą tych górników, że kopalnie stały się miejscem, gdzie największe machlostwa mają miejsce. Nie jest ich winą, że polski rząd to wasal Zachodu, i ma w dupie fakty.
A fakt jest taki, że bylibyśmy w stanie sami podźwignać cały ten przemysł z agonii. Bez niczyjej pomocy.
Ale nie pozwalają nam tak myśleć.


Nie bądź taki, jakim chcą Cię widzieć. Kipiącego jadem, wszystkowiedzącego, butnego Polaczka.
Nie bądź nim i gardź tymi, którzy na pogardę zasługują, a nie tymi, którzy są Tobie równi, bo Ci na górze są gorsi od nas - bo dali sobie prawo na myślenie, że są lepsi.

zdjęcie: via Pinterest

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Przejeżdżam poniedziałkowo.


Skoro jest poniedziałek, to jest i pop-prasówka.
Moi Mili, jeśli kogoś interesuje skąd ja biorę takie bzdury, to piszcie do mnie, bo na forum się nie odważę. Zapinajcie pasy, jadymy.

Świat kończy z Miss w bikini.

Spokojnie, “kończy” nie ma tu nic do rzeczy z zabójstwem.
To znaczy, że oczy całego świata podczas wyborów na najpiękniejszą (o różnym, rzecz jasna zasięgu, bo są wybory miss studentek, jak i świata) będą zwrócone w stronę Internetu, gdzie można znaleźć wszystkie kobiety bez zbędnego opakowania.
Podobno, w trakcie wyborów, tak jak w przypadku związków, ważniejsze jest wnętrze. I czy wiesz, do czego słuzy widelec po Twojej prawej, 3 od końca.
Poklask dla feministek - faktycznie, te biedne dziewczątka, które niczym nie różnią się od ulicznic, bo tak samo zarabiają ciałem - potrzebowały pomocy i wsparcia, bo pokazanie połowy nagiego tyłka z pewnością spowoduje jakąś traumę.

Tak się zmienia Ameryka!

Nie bójcie się, nie chodzi o wypuszczanie na światło dzienne naprawdę ważnych informacji, dotyczących władzy, czy banków. Albo polityki chociaż.
Nie.
Dwójka homoseksualistów reklamuje pierścionki zaręczynowe Tiffany’ego.
Więc tak wygląda rewolucja - para mężczyzn z takimi samymi pierścionkami na palcach, wartych więcej niż zarobię przez całe życie.

Co druga kobieta zdradza swojego partnera.

A dokładnie 35,1%. 12% na razie tylko myśli, ale jak już mówiłam miliony razy: nowa bejca i fajne konto na insta/fejsie z pewnością spowodują, że 12% już nie będzie myśleć, a robić.
Cóż mogę poradzić, Kotałki - w tej sytuacji chyba tylko zrobienie tego przed nią uratuje Wasz honor, ew. kredyt na bejcę.

I mój ulubiony news z dziedziny kosmetologii:

Najtańszy czasami może być najlepszy.

Rzecz o kremie na zimę.
Więc jednak Jezus miał rację i ostatni będą pierwszymi, ale nie ma się co podniecać -
zauważcie, że “czasami” nie pojawia się w tym tytule bez kozery. Porzućcie marzenia o tanich kremach do pyska na lato, wiosnę i jesień. Zamknijcie w szafie plany i nadzieje związane z zakupem tanich kosmetyków i gotujcie się na kolejny kredyt, bo inaczej Wasza uroda przeminie szybciej niż moda na dzwony.

Pozdrawiam Was Koteczki, z tym poniedziałkiem na ramieniu, bawcie się dobrze przez cały tydzień - pierwszy od wieków tydzień, w którym harmonii roboty nie zakłóci wolne w środku tygodnia.

zdjęcie: via Pinterest

sobota, 10 stycznia 2015

Złota recepta.

Cześć Kotałki.
Jak zauważyliście, piszę często dla zbłąkanych dziewczątek, więc z okazji tego, że jest sobota, napiszę coś dla zbłąkanych chłopiąt.


Od razu zaznaczam, że Ci z Was, którzy kiedykolwiek używali argumentu “chciałyście równouprawnienia, to macie”, są proszeni o 2 rzeczy, do wykonania natychmiast i w podanym niżej porządku:

1. Znalezienie dużej ściany, takiej bez obrazów, żeby się nie porozbijały, w tym czasie, gdy pierdolniecie się o nią w łeb.


2. Wykucie tej notki na pamięć.


Ok, no to zaczynamy, wstępem biologicznym.


Wyobraźcie sobie komórkę. Nie do dzwonienia, tylko tą, których miliardy macie w swoim organizmie. W środku ma takie maciupkie organelle, które się nazywają mitochondria, które są niezbędne m. in. do oddychania komórkowego.
Takie mitochondrium jest li tylko pochodzenia żeńskiego, tzn. są przenoszone przez komórkę jajową. Plemniki w radosnym pląsie, nie niosą nic w rękach, są jak Ci goście, którzy na imprezie robią największy rozpierdol, a nie przynoszą nawet swojego alkoholu. Nie są zbyt lubiani, nawiasem mówiąc, ci goście.
Więc, twoje 46 chromosomów to 23 chromosomy od mamy z mitochondriami i 23 chromosomy od taty, gołe, bez żadnego ekstra dodatku.
Morał z tego taki: każdy osobnik ludzki nosi w sobie swoją mamę, babcię, prababcię i tak dalej.
Wstęp ten zaczerpnęłam od pana, który intelektem roznosi na łopatki 90% naukowców i nazywa się Lloyd Pye. Niestety, nazywał się, bo już nie żyje.


Często, Kociaki, zastanawiacie się o co JEJ znowu chodzi. Przecież ma pod pysk wszystko podstawione, nawet jej czasem słuchacie, więc o co kaman. Dlaczego strzela fochami jak ISIS ciężkimi ładunkami, dlaczego nagle przestaje się odzywać?


Aż ciśnie się na usta, że najpewniej, jest kretynką, i żebyście nie zawracali sobie głowy obrażalską szczeniarą.

Ale teraz, moi drodzy, zróbcie sobie drobny rachunek sumienia. Czy zachowywaliście się wobec niej jak mężczyzna? Nie jak kolega, nie jak chłopak, który ma jeszcze mleko pod nosem, ale jak mężczyzna?
Możliwe, że w erze męskich rurek, wojującego feminizmu, kobiet sukcesu i kawy ze Starbucksa, zapomnieliście, co to znaczy.


Tutaj wyciągnijcie kajety i notujcie, co następuje:


  1. Otwieraj jej drzwi. Zawsze. Nawet jak masz milion siatek w ręce, a na szyi szympansa.
  2. Płać za nią - nie zawsze, ale na początku znajomości przydałoby się z kilka razy wykazać ułańską fantazją, niech ma. Alkohol, bądź inne plebejskie rozrywki nie zrujnują Twojej kieszeni, chyba, że jesteś bezrobotnym bezdomnym żyjącym na ulicy.
    Albo umawiasz się z grubą alkoholiczką.
     
  3. Jak widzisz, że ma torbę wielkości dziury ozonowej i ledwo dycha, to się chociaż zaoferuj, że poniesiesz.
  4. Nigdy nie krytykuj.
    Po jakimś pół roku możesz jej powiedzieć, że tak naprawdę ubiera się jak postrzał, słucha gównianej muzyki i nigdy nie czyści butów, co doprowadza Cię do furii.


Zaprawdę, powiadam Wam, że ich serca będą zdobyte, a nogi z każdym spotkaniem będą słabiej się krzyżowały.

Doprawdy, nie wiem, skąd ciągniecie te bzdury, że bycie szarmanckim gentelmenem to obciach i przeżytek, a kobiety kręci brak poszanowania i zadawanie się z niewychowanymi bucami.
Szanujcie kobiety, bo bez nich Wasze komórki by nie oddychały.

zdjęcie: via Pinterest