niedziela, 29 września 2013

Anyone male,female,transgender can be a feminist 
Jakiś czas temu zaczęłam sobie poczytywać codziennik feministyczny. Oczywiście jest tam pełno radykalnego szitu - jak to u skrajnych feministek.
Szczególnie artykuł (felieton, litania, lament?) o ubraniach dla kobiet. 

Dziewczęta, możecie wierzyć, lub nie, ale nawet sieciówki nas znieważają i katują ubraniami z lycry, rurkami i szpilkami. Nie ma już stonowanych dla kolorów dla przykrycia waginy, tylko neony albo kurewne czerwienie. Nasze kształty będą już zawsze męczone nadmiernie obcisłymi tkaninami (no bo przecież żadna z nas nie wpadnie na to, żeby kupić o rozmiar większą kieckę).
Oczywiście, faceci mają łatwiej.
Są zawsze seksowni, a ich garderoby są nonszalanckie, hiper wygodne i nie muszą przyodziewać kobaltu.

Czytam ten bullshit, bo mnie to bawi, bo ja akurat lubię się czasem ubierać w rajstopowe kiecki, które są obcisłe jak cholera i krótkie jak szowinistyczne wacki. Zawsze się zastanawiam, czy nie trzasną mi na tyłku, kiedy będę się schylać w moich 10 centymetrowch szpilkach, których obcasy świecą się diamenty rihanny.

Czy to znaczy, że nie jestem feministką?

Nie.

Nie zgadzam się na to, że idąc ulicą w takim stroju mogę być zaczepiona przez każdego gościa, który akurat będzie szedł w moją stronę.
Mam znajome, które boją się wychodzić wieczorem same, bo są zbyt gorącymi towarami. To śliczne dziewczyny. Dlaczego nie mogą być śliczne również poza domem? Nie są wyzywające. Mają ładne buzie, tyłki i biust, jak na dziewczę przystało.
Co to jest za argument, że jak wychodzisz o tej porze, w takim, a nie innym stroju, to się sama prosisz?
O co? O gwałt, napaść słowną, albo klepnięcie w tyłek? 


Nie zgadzam się na to, żeby ktoś wyciągał przy mnie swojego penisa, masturbował się w krzakach i cmokał na mnie, bo jest facetem i mu wolno, bo przecież nic nie mogę zrobić, bo jestem kobietą. A jak bedę marudzić, to może mi wepchnąć to i owo w dziub.

Nie zgadzam się na to, żeby losy mojej waginy miały być omawiane w sejmie, czy ja mogę dokonać aborcji, czy nie, bo to moje życie. Mężczyzna też dokonuje aborcji, tyle  że mentalnej, to jest odchodzi, albo odpala kobietę słowami "jak mi dałaś, to mogłaś każdemu".
To nie jest nieetyczne? To nie jest niemoralne i obrzydliwe?

Nie zgadzam się na to, że nasza cywilizacja dąży do samounicestwienia  rasy kobiet. Które mają się balsamować, być fit, jeść zdrowo, ale nie dla siebie. Dla wygrania niewidzialnego wyścigu, gdzie wygraną jest mąż z dwudniowym zarostem i dziecko.

Nie zgadzam się na debilne powiedzenia typu "idealna kobieta ma kostki u nóg, które można objąć jedną ręką". Chyba że ktoś wymyśli powiedzenie, że idealny facet to taki, którego penis potrafi zwijać się w precel, bo to jest na tym samym poziomie.

A Ty?

wtorek, 24 września 2013



princess of arabia | via Tumblr  

Jak łatwo czasem może trafić Cię szlag.
12% społeczeństwa uważa, że kobieta, dokonująca aborcji w wypadku płodu genetycznie upośledzonego i nieuleczalnie chorego, dokonuje morderstwa.

Bo jest leniwą pindą, której nie chce się opiekować upośledzonym dzieckiem.
Bo nie wiem, nie będzie miała czasu malować paznokci i się puszczać, bo na pewno się puszcza, bo płodów zrodzonych z miłości się nie zabija.

Jak bardzo trzeba być ograniczonym, żeby nie rozumieć, że ktoś może po prostu tego nie chcieć?
I nie mówię tylko o pieniądzach, bo w Polsce, bogatym kraju ułańskim dodatek na takie dzieci to 150 zeta. Za 150 zeta to sobie zrobisz zakupy na jedną osobę na 1 tydzień.
Płody upośledzone to skrajny przypadek, fakt.

A co z kobietami, które po prostu nie chcą mieć dziecka, a zaciażyły przez przypadek? No tak, proszę państwa, zdarza się, każdemu. Zapomnieliśmy o gumce, zapomniała powiedzieć, żeby wyrzucił dziecięcia na sufit, poznaliśmy się na imprezie, właśnie rzucił ją gość, chciała poczuć się atrakcyjnie, whatever.

Kim są inni, żeby zaglądać w kobiece majtki i oceniać, czy ten powód radosnego zatracenia był słuszny, albo nie? Nigdy nie żałuj, że cos zrobiłeś, bo widocznie nie mogłeś zrobić inaczej, parafrazując polskiego mistrza aforyzmów.

I może nauczmy się rozróżniać pewne rzeczy. Nikt mnie nie przekona, że plemnik, który dopiero co wyskoczył z członka i dosiegnął bram wiekuistej szczęśliwości, czyli komorki jajowej, jest dzieckiem.
Człowiekiem.

Nie, no kurwa, jest płodem.


poniedziałek, 16 września 2013

Facebook

Zaprawdę, zaprawdę, powiadam wam. Jest jedno zdanie, które usłyszy każda kobieta.
Niestety, nie jest to komplement, ani chwalebny hymn. Nie jest to też wiersz, ani fraszka nawet. Szłoby nawet jakieś haiku, ale nie.
Aforyzmem XXI wieku jest

"no, odezwę się'.

No, i się nie odezwę.

ja nie wiem, wszyscy mają do dziewczyn pretensje, że się zachowują jak idiotki, ale trudno się tak nie zachowywać, kiedy Cię tak traktują.

Tęsknię do czasów, których prawie nie pamiętam. Kiedy nie było smsów i telefonów osobistych, ani portali społecznościowych. Kiedy nikt nie był dostępny, ani zaraz wracam.
Siadało się przed biurkiem, na stołku, wyrywało kartke z zeszytu, albo kupowało papeterię i się pisało. List.

Wtedy nic dziwnego, jak się nie odezwał, ten co się miał odezwać.

Jebana poczta polska, przecież, nie?

czwartek, 12 września 2013

فيس بوك | via Facebook

Usta w ciup, przymknięte powieki, kolor włosów jakikolwiek bądź, bo tekst zawsze ten sam

"o jejku, dziewczyny tak mają".

Ten argument jest inwalidą.
Tak mnie co jakiś czas nachodzi taka refleksja o byciu kobietą. Nie, żebym chciała być facetem - nie mogłabym malować paznokci i nosić sukienek.

Kobiety w jakiś niewytłumaczalny sposób przypisują sobie nieomylność. One zawsze mają racje, a nie mówiłam? Karzą za nieodpowiednie zachowanie milczeniem.
"Co się stało?"
"Nic"

(żeby było jasne: ja też tak robię).

Kiedy mają okres, no to klękajcie narody. Mają prawo kopać, bić i szczerzyć zęby, bo się męczą. No ja rozumiem, też nie lubię, ale w czasach ketonalu i tamponów naprawdę nie trzeba się boczyć na cały świat. W szczególności na pacholę, które sobie same wybrałyśmy.

Jesteśmy bardzo zdecydowane, jeżeli chodzi o nasz wygląd, akcesoria i kolor włosów, ale jeśli chodzi o podejmowanie decyzji, to jakoś czasem nam słabo idzie.

Do jednego zdania potrafimy dopowiedzieć milion zakończeń. I wierzcie mi, żadne nie jest prawdą, mężczyźnie nie przejdzie po prostu fizycznie przez głowę więcej niż jedna opcja w takich sytuacjach.

Wymagamy obecności i oddania. Hojny też mógłby być, czasem walnąć jakimś prezentem, żebyśmy się poczuły dowartościowane.

To nie jest nic złego. Chyba.
Ale jak jesteś taka, albo tak się zachowujesz, to boże coś Polskę, broń, żeby używać argumentu-inwalidy.

To TY masz TAK w tym MOMENCIE.
Żadne DZIEWCZYNY.
Żadne MY.

Ja tam siebie nie widzę, a jak zachowuję się jak powyżej, to mam odwagę się przyznać, że IDIOCI tak robią.



czwartek, 5 września 2013

Filthy

Toczy się rozmowa. Hi,hi,haha, no weź przestań i nagle, w środku konwersacji jedna ze stron sięga do torby, bądź plecaka, wyciąga mokre chusteczki. Albo mydło w płynie, wynalazek na miarę suchego szamponu do włosów. Bo tak
znienacka, jak epileptyka nachodzi pienisty atak, jego bądź ją naszła nieodparta ochota wypolerowania sobie rąk.

Trzaskanie drzwiami, odgłos puszczanej wody, spłuczki, chichoty dziewcząt (i wiesz, i on wtedy, no serio!). Kilka wychodzi z kabin, myją ręce. Jedna z nich szoruje tak długo, że dziwi mnie, że z umywalki nie wyłonią sie kikuty, na wpół rozpuszczone. Wyciera ręce w papierowy ręcznik. Jeden. Drugi. Trzeci. A ja widzę, jak dzieci z biednych krajów proszą o zeszyt.
Wydaje się, że to koniec, ale nie!
Wyciąga mydło w płynie.

Mam ochotę umrzeć.

Jestem świadoma niebezpieczeństw, które na mnie czekają zewsząd. Zarazki. Kawałki kupy, mikroskopijne kupowe cząsteczki, które są w każdym miejscu w toalecie, nawet takiej, którą się myje regularnie. Trzymając szczoteczkę w buzi, myję zęby pastą z nie powiem czym.

Ale dopóki nie zobaczę, że ktoś trzyma moją szczoteczkę w innym miejscu niż buzia - nie będę się brzydzić. Bo czasem nie myję rąk, kiedy wychodzę z toalety, i czasem nie chce mi się myć owoców przed zjedzeniem.
Nie ocieram ręką butelki, kiedy piję po kimś i jem z ziemi, jak mi spadnie.

Ciekawe do czego doprowadzi sterylność naszego świata?

Czy stosunki międzyludzkie o charakterze intymnym będą polegały na chluśnieciu wodą utlenioną, albo spirytusem salicylowym w usta i krocze tego jedynego bądź jedynej?
Oby nie. Będzie szczypało.

niedziela, 1 września 2013

 POP ART POP ART POP ART


1 września. 


Dość specyficzna data, z punktu widzenia polskiego widza.
No bo przecież, hej. Druga wojna. Westerplatte, niemożliwe stało się możliwym.
A za dokładnie 16 dni kolejna rocznica Wielkiego Narodowego Zaskoczenia, które dało się doskonale przewidzieć.

A potem W-wa, znowu pobiliśmy rekord w przetrzymywaniu tej drugiej strony, a przecież Amerykanie specjalnie zrzucali paczki na radziecką stronę.
Tacy dumni. Tacy odważni. Tacy nieustraszeni. Tacy bezdennie głupi w swojej pysze, że coś się liczymy i możemy brać na swoje barki zadania ponad nasze siły.

Nie zrozumiejcie mnie źle, podziwiam tych, którzy ginęli z niezachwianą wiarą w lepszą Polskę, i nie chcieli dopuścić do jej zmazania z mapy kolejny raz.
Zośka i Rudy to bohaterowie mojego dzieciństwa, tak samo jak dzieci z bullerbyn, bo tę książkę też lubiłam.

Ale zostawmy już ich w spokoju, nie pławmy się w opiniach jakichś idiotów, którzy doceniają naszą wolę walki i te inne pierdoły, którymi nie nakarmisz, a gospodarki nie napędzisz.

Dajmy spokój Niemcom i podziwiajmy ich za to, że ich wojna nie złamała.
Polska to kraj zaprzepaszczonych nadziei, to jak ogromna, źle zarządzana firma, w której ludzie podniecają się blogiem córki premiera, która ma kumplskiego tatkę, który nie potrafi robić polityki i jest święcie przekonany, że polacy byliby dobrze widziani w syrii, żeby zaspokoić czekoladowe oczekiwania zza oceanu, niech mnie szlag.


Kiedy zaczniemy mądrze pamiętać o rocznicach, tak żeby ci młodzi chłopcy, dziewczęta, żołnierze nie przewracali się w grobach, bo nie takiej Polski dla nas chcieli, gdzie ich historie  nasza marna kinematografia XXI wieku potrafi zbeszcześcić i sprowadzić do rangi miernej rozrywki po wiadomościach?