niedziela, 28 lipca 2013

Sobota. Albo niedziela, jakikolwiek z siedmiu dni tygodnia.
Przecież w każdy z nich spotkam w sklepie kogoś z koszykiem wypełnionym po brzegi. Czekam tylko, aż wody Lety w postaci coca coli wreszcie wystąpią z plastikowych brzegów i zaleją sklepowe wózki, a wraz z nimi Polaków w sklepie.

Tych w wieku średnim, klasa pod-średnia, zero perspektyw, zero życia. Skarpety do krótkich spodni, brzuchy nad paskiem. I ci młodsi, ale różnią sie tylko wiekiem.

To ci, którzy narzekają na młodzież. Która fakt, pije, pali i gwałci, jak Ci od dziecka wpierają, że tak jest, to żeby wreszcie uciszyć te gęby, zaczyna to robić.

To ci, którzy w upał zawsze siadają obok mnie w autobusie i pachną pachami.

To ci, którzy zawsze klaszczą na koniec lotu i nie wiadomo, dla kogo to aplauz - dla pilota, dla nich, że nie zwrócili darmowego posiłku, czy dla boga, który znowu się zagapił i nie ukarał ludzkosci za grzechy kolejną katastrofą?

To ci, którzy idą pracować na koplanię, żeby szybciej isć na emeryturę i móc zarabiać na boku i ciagnąć dwie wypłaty.

To ci, którzy wierzą w boga i potępiają aborcję, in vitro i apostazję, bo tak im powiedziano.

To ci, którzy biorą kredyty, po czym piszą do Faktu, że o dziwo, muszą go spłacać. Z odsetkami.

To ci, którzy idą do knajpy i upijają sie do nieprzytomności, żeby tylko mieć o czym rozmawiać ze znajomymi po weekendzie. Albo w trakcie następnego.

To ci, którzy czują się patriotami, a nie wiedzą, kim był Dzierżyński, albo kiedy Piłsudski dokonał przewrotu. I że był w maju.

boze, cos polskę.

Paw narodów, dziwka, wdzięcząca się do UE i USA.
Słowacki, proroku. noting changed.

wtorek, 23 lipca 2013

"Jestem sama i nie ma znaczenia jaką mam pracę, jakich mam przyjaciół, bo Jego już nie ma. I mnie już nie ma."
-'P.S.Kocham Cię'


 Pewnie ten tekst powinien powodować u każdego dziewczęcia cheć natychmiastowej identyfikacji.
JA też tak mam. Też GO kocham nad ŻYCIE.
Zdjęcia na fejsie, tylko razem.
Jedzenie z jednego talerza.
Patrzenie sobie głęboko w oczy.
Pluskająca czułość, rozbijająca się o brzegi wspólnej codzienności.
Spacery nad rzeką. Ew. po sklepach, to bardziej w rytm naszych czasów jednak.

Od dzisiaj jesteśmy spleceni.
MY.
MY lubimy ten film, MY przepadamy za tym samym drinkiem, MY mamy takie samo spojrzenie  na  świat. Dziewczę podtrzymuje ten chory system, bo co będzie, jak przyjdzie popołudnie? Kto mnie zabierze na kawę?
Albo winko.
Przecież przyzwoitym wóda i narkotyki nie wypada.

No przecież nie mogę być sama. Nie teraz, kiedy dopełniłam swoje jestestwo, bo sama jestem tylko na 50%, bo na 100 się boję.

NO KURWA.

Panie Boże, którego nie ma, przysiegam na wszystkie moje bransoletki i skórzane buty, że zawsze będę siebie kochała bardziej i pławiła się w prawie do bycia indywidualną.

A jeśli mi przyjdzie ochota swojego odbicia szukać w cudzych oczach, to słowo daję, będę wtedy naga.

niedziela, 21 lipca 2013

Rasizm.
Słowo, które przeraża.
Przewijają nam się przed oczami sceny z filmów, które widzieliśmy, z których gwałt i mordy wylewały się litrami, niczym chlupocząca fala tejże w Lśnieniu.

"Każdy inni, wszyscy równi", chce krzyczeć nasze serce, bo tak bardzo czujemy się solidarni z każdą uciskaną rasą.

Bo tak nas uczono, przecież nawet Majka Jeżowska starała się nas przekonać, że wszystkie dzieci nasze są.

BULLSHIT.

Po pierwsze, nie oszukujmy się, ale każdy z nas jest rasistą.
Nie lubimy czarnych, bo są nierobami i sami mają białych za głupich białasów.
Nie lubimy żółtych, bo zagrażają naszej gospodarce i wszędzie ich pełno, przelewają się w świetle lamp błyskowych przez każdy kawałek ziemi.
Nie lubimy ciapatych, bo są tępi.
Nie lubimy Romów, bo kradną.
Nie lubimy Cyganów, bo wypożyczają sobie dzieci do żebrania.

Nie lubimy dresów, bo są ordynarni.
Nie lubimy ksieży, bo są pedofilami i kradną.
Nie lubimy muzułmanów za bomby noszone w majtkach i kobiety w workach.
Nie lubimy Jehowych za źle dobrane krawaty i natrętne pukanie.

Nie lubimy grubych i nazbyt chudych.
Nie lubimy łatwych dziewcząt.
Nie lubimy idiotów, zwłaszcza jeśli sami nimi jesteśmy.
Nie lubimy niepełnosprawnych, bo powodują, że czujemy się niezręcznie.

I tak dalej, i tak dalej.

Więc usuńmy słowo "rasa", bo ten konflikt już dawno przestał istnieć. Francuska konstytucja zostanie go pozbawiona . Obywatele Francji od teraz będą równi wobec PRAWA bez względu na POCHODZENIE i RELIGIĘ.

Wobec prawa, zaznaczam, tylko wobec prawa.

Piękna jest gadka o tolerancji, ale żyjemy w realnym świecie, który niczym się nie różni od tego, w którym burzono Bastylię, ze słowami "równosć wolność i braterstwo" na ustach, po czym mordowano wszystkich, którzy mieli nieszczęście urodzić się jako arystokraci.

Szacunek, nie tolerancja.
Nie będę tolerować rzeczy, których nie rozumiem i nie chcę rozumieć.
Ale cudze prawo do wyrażania siebie w jakikolwiek sposób mogę szanować.

Ale wyłączam z tego żuli. I typowych Polaków ze skarpetkami do sandałów i grubymi brzuchami, którzy jedzą kebaby nad morzem i narzekają na wszystko.
No i ciapatych.
Boże, co za tępa gromada.

środa, 17 lipca 2013

Zostawiłam kilka dni temu kogoś, kto był ze mną we wszystkich sytuacjach, dobrych i złych, głównie stresowych.

Zajmował mi usta, kiedy nie wiedziałam co powiedzieć, albo mówiłam za dużo.

Nigdy nie było problemem go dostać, chociaż jakość chwili, którą spędzaliśmy razem zależała od jakości materiału.
Był na moje każde zawołanie, ochoczo wyskakiwał z paczki i gdyby umiał mówić, pewnie krzyczałby:
"nareszcie jesteś!"

Miał śliczny biały garnitur ze srebrną lamówką i pachniał miętą, albo w białej koszuli i żółtych spodniach dawał mi się na chwilę poczuć jak kowboj.

W małym pudełku było zamknięte 20 magicznych chwil, kiedy byliśmy tylko we dwójkę. Zawsze zapominałam o niezbędnym składniku, potrzebnym do tego, żeby znowu pojawiała się iskra.
Czasem tych iskier było więcej, czasem kończył się gaz.

Mój przyjacielu, papierosie.
Będę za tobą tęsknić, ale wybacz - za bardzo zmniejszyłeś mi pojemność płuc, zrozum. nie mozemy się dłużej spotykać.

Może czasami. szybki numerek, ale nie na poważnie.
Nie bierz tego do siebie.

środa, 10 lipca 2013

Mam taką potrzebę, żeby się ze sobą podzielić swoimi spostrzeżeniami dnia dzisiejszego.

Wyszłam z roboty 10 minut wcześniej, ubrałam kieckę i wróciłam do domu, żeby na szybko wziąć prysznic i...

(nie ma się czym podniecać, przysięgam.)
Nie wylazłam z domu, żeby oddać się uciechom ciała i ducha. Nie zamierzałam tańczyć prawie nago z czerwonym boa wokół szyi. Nie poszłam nawet na randkę.

A mianowicie, poszłam do kobiecego lekarza, czyli ginekologa, bo jestem kobietą świadomą. Świadomą nie tylko oszałamiającego piękna mojej duszy, jak i ciała, ale świadomą zagrozeń, które na mnie czychają na każdym kroku.
Chciałam być odpowiedzialna i zadbać o siebie.
Może, nawet, dostać jakąś radę?

-Dzi... bry, słucham Panią.

(lekceważące spojrzenie zza okularów, bo przecież jestem wytatuowana, może puszczam sie z kim popadnie?)

No naprawdę, szkoda, że się jeszcze przy mnie nie odlał, albo podłubał w nosie, tak moje oratorskie popisy na temat mojego zdrowia, wciagnęły.
Bravo, bravissimo, maestro w białym fartuchu.

Nie byłam nawet godna wziernika. Mogłam przyjść w spodniach.

-To proszę tabletki odstawić i przyjść za miesiąc, zobaczymy.

NO KURWA!
Lekarski nierobie, potomku znachorów.

Nawet się o historię moją nie zapytał.
Odechciało mi się.
Pójdę za pieniądze, bo nie mam wyjścia. Jak masz piniążki, to nawet ktos się zainteresuje.




czwartek, 4 lipca 2013

n/d

Balansowałam dzisiaj na granicy życia i śmierci jakieś 10 razy.
Moje życie przelatywało mi przed oczami w zawrotnym tempie, czyli ja, lat 3, kąpię się w zielonej misce w wannie, jak jakaś poschizowana matrioszka, na oczach całej rodziny. Mam złote loczki i jestem obezwładniająco słodka.

Ja, lat 7, pokazuję język nauczycielce w 1 klasie podstawówki i na bezczelnego twierdzę, że to nie było do niej.

Ja, lat 11, zakochuję się w Anakinie Skywalkerze i mam nadzieję, że dostanę list z Hogwartu.

Ja, lat 15, gorliwie śpiewam na chwałę Pana i jako wolontariusz pomagam prać dzieciom brudne majtki. Pomagam - znaczy ja piorę, a one chlapią na mnie i na siebie wodą.

Ja, lat 16, prowadząc szkolną imprezę mówię "Kurwa" i właśnie w tym momencie orientuję się, że nie wyłączyłam mikrofonu. Żeby zatrzeć złe wrażenie, towarzyszący mi kolega zaczyna udawać gołębia.

Ja, lat 17,5 upijam się po raz pierwszy i idę na spacer po lesie, po czym siadam pod jednym jedynym drzewem w pobliżu 10 metrów.

I tak dalej i tak dalej.

A poszłam na rower. Do kurwy nędzy, albo ja nie umiem jeździć ,w co nie wierzę, bo jedyna rzecz, jakiej nie umiem, to powstrzymać się od kąśliwych komenatrzy na temat ludzi głupszych ode mnie, albo ludzie są popierdoleni i nie potrafią:
a) chodzić po ulicy
b chodzić po chodniku w linii w miarę prostej i nie odskakiwać w lewo, bądź prawo, jak nadjeżdża rowerzysta
c) nie rozpierdalać się po całej wolnej przestrzeni chodnikowej, bo przecież jest za darmo
d) wyprowadzać dzieci na spacer
e) odróżnić zielonego od czerwonego w trakcie jazdy samochodem. Na dodatek chujowym peugotem. Albo hondą. Jedyne auto, któremu ustąpiłabym na przejściu jest aston martin, bo podkochuję się w bondzie.






poniedziałek, 1 lipca 2013

rodzice z dziećmi

Dość to popularny powód wkurwienia, ale co tam. W końcu ani nie jestem oryginalna, ani nic, tylko śliczna.

Posiadanie dzieci.
Do samych dzieci nic nie mam, bywają ładniutkie i ujmujące z tymi bezzębnymi uśmiechami autentycznego zadowolenia, bo jeszcze nie wiedzą, jak to jest ubrać niewygodne majtki w trzydziestostopniowy upał.

Rodzice posiadający dzieci - to co innego.
Miliony zdjęć na portalach społecznościowych, jej profilowa twarz to nagle głowa, która wyszła z jej własnej macicy, jego wzrok mówi: "dałem radę"

(w tym momencie gorące całuski dla wszystkich idiotów, którzy myślą sobie, że jestem płytka i nieszczęśliwa i tak naprawdę chciałabym mieć własne, wrzeszczące, i żywe tamagotchi. Traktuję ten prawdziwy cud narodzin, tak jak mi go inni podają na tacy, czyli jak towar, jak nic ważnego, cos, czym się afiszuje i chwali).
Ok, jedno zdjęcie. Jak musisz.

Ale nie.
"Idziemy na spacerek"
"Misia w piaskownicy"
"Gwiazdeczka pałaszuje śniadanie. Zuch!"
"Niunia śpi"
i tak dalej, i tak dalej. Robi kupę, rzyga, patrzy na TV, jest nieznośne.

Jak ja się cieszę, że moi rodzice nie mieli pieniędzy na aparat, jak byłam mała.
Moje dzieciństwo jest totalnie oldschoolowe, kiedy w lato było gorąco, a w zimę zimno, a ja beztrosko spędzałam czas i już nigdy nie będzie mi dane dowiedzieć się, jaką miałam minę, radośnie sadząc kupę do pieluchy.

Szanujmy dzieci. To niegłupie bestie, jak dorosną i Wam się poszczęści, że będą tak samo mądre jak ja - zjadą Was za takie głupie akcje.