środa, 10 lipca 2013

Mam taką potrzebę, żeby się ze sobą podzielić swoimi spostrzeżeniami dnia dzisiejszego.

Wyszłam z roboty 10 minut wcześniej, ubrałam kieckę i wróciłam do domu, żeby na szybko wziąć prysznic i...

(nie ma się czym podniecać, przysięgam.)
Nie wylazłam z domu, żeby oddać się uciechom ciała i ducha. Nie zamierzałam tańczyć prawie nago z czerwonym boa wokół szyi. Nie poszłam nawet na randkę.

A mianowicie, poszłam do kobiecego lekarza, czyli ginekologa, bo jestem kobietą świadomą. Świadomą nie tylko oszałamiającego piękna mojej duszy, jak i ciała, ale świadomą zagrozeń, które na mnie czychają na każdym kroku.
Chciałam być odpowiedzialna i zadbać o siebie.
Może, nawet, dostać jakąś radę?

-Dzi... bry, słucham Panią.

(lekceważące spojrzenie zza okularów, bo przecież jestem wytatuowana, może puszczam sie z kim popadnie?)

No naprawdę, szkoda, że się jeszcze przy mnie nie odlał, albo podłubał w nosie, tak moje oratorskie popisy na temat mojego zdrowia, wciagnęły.
Bravo, bravissimo, maestro w białym fartuchu.

Nie byłam nawet godna wziernika. Mogłam przyjść w spodniach.

-To proszę tabletki odstawić i przyjść za miesiąc, zobaczymy.

NO KURWA!
Lekarski nierobie, potomku znachorów.

Nawet się o historię moją nie zapytał.
Odechciało mi się.
Pójdę za pieniądze, bo nie mam wyjścia. Jak masz piniążki, to nawet ktos się zainteresuje.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz