niedziela, 24 listopada 2013






wybaczcie.
Wybaczcie, że będę pisać o czymś, czym wszyscy już zdążyli w formie wymiocin zapaćkać swoje koszulki.

Ale moje zdanie jest fajne i postanowiłam uczynić ze swoich ust trąbę.

Nie komentuję stanu Kościoła w naszym kraju, ani poziomu niektórych wierzących, bo tych niektórych jest więcej niż reszty i są pospolitymi idiotami, ze słomą w butach i w mózgu.

Nie komentuję poziomu samych duchownych i ich żałosnych wypowiedzi, które czasem mnie bawią, a najczęściej przyprawiają o ból zwojów mózgowych.

Nie komentuję młodych wiernych, którzy za nową modę uznali hasło WWJD (what would jesus do), bo w erze postmodernizmu wszystko może być modne, nawet Dobry Pasterz i ma do tego prawo. I młody wierzący i dobry pasterz.

Mam ochotę skomentować buractwo ateistów.

Nie zrozumcie mnie na opak, sama jestem niewierząca.
Ale nie mogę znieść tego, jak ktoś się śmieje z inteligentnych katolików, tylko dlatego, że są katolikami i zamiast łapaczy snów (też takie modne), albo niczego, mają nad głową Jezusa z Getsemane.

Obarcza się tych Bogu ducha (sic!) winnych ludzi za całe zło Kościoła, bo w nim są. Oni są winni pedofilli księży, ba! Sami na nią pozwalają, a nawet akceptują, pomioty niebieskie.

W takim razie każdy z katolików ma prawo obarczać winą ateistę za chujnię społeczną, bo skoro nie wierzą w Królestwo Niebieskie, to dlaczego pozwalają na zło społeczne?

Od jakiegoś czasu zauważam dziwną prawidłowość.
Ateista = wyśmiewanie wszystkiego, co może być powiązane z sacrum.
Wzniosłe idei o tolerancji i szacunku poszły się kochać, a to wszystko przy akompaniamencie haseł propagujących WSZYSTKIE zachowania homoseksualne, tak jakby homoseksualiści za punkt honoru obrali sobie prawo do uprawiania publicznego seksu.

Ja nie wiem, inteligentna ze mnie bestia, ale nie rozumiem, że można kogoś w rozmowie poniżać, bo nie jest liberałem, albo wierzy w niebo.
"Co się z Tobą stało, odkąd zacząłeś/ zaczęłaś chodzić do kościoła?" takie teksty powinno się spuszczać do kanalizacji, bo tam ich miejsce.

Każdy ma prawo do tego, żeby go publicznie nie obrażać za to, w co wierzy. Nawet jeśli jest to wiara w potwory z ulicy sezamkowej, albo w jezusa z nazaretu.

Ja wierzę w jedno.
Niezgłębioną tępotę ludzi.


piątek, 15 listopada 2013













Bywa, że masz chujowy dzień. Albo od rana, albo od jakiegoś określonego momentu. Wstało się za wcześnie, jest zimno, jedziesz w busie z żulem od którego czuć feerię alkoholi, od nalewki począwszy, na spirolu skończywszy.

Bywa, że masz świetny dzień. Jest słońce, budzisz się obok osoby, którą kochasz, robisz sobie pyszne kanapki i kakałko. W perspektywie masz rzeczy, które lubisz robić i będziesz robić.

Nieważne, jak minął taki dzień.
Kiedy siadasz w fotelu obwiniętym folią, ktoś obrysowuje na Twoim ciele dzieło sztuki i Ty sam stajesz się sztuką, przedmiotem pasji i zaangażowania, to każdy dzień będzie dobry.

Nie wiem, jak bardzo musiałabym być zestresowana, zła, albo smutna, zawsze kiedy usłyszę to najlepsze brzęczenie, myślę sobie 'nareszcie. za długo mnie tu nie było'.

I kiedy ktoś pyta czy bolało, gdzie robiłaś, co dla ciebie znaczy, nie chce mi się o tym gadać.

Ja sobie tylko siebie koloruję, bo świat potrafi być okropnie szary.

niedziela, 3 listopada 2013

 Rape me | via Facebook

'Ja to młodzieży zawsze tłumaczyłem: jeżeli kobieta nie chce współżyć,to niech się nie spotyka z mężczyznami. Proste. Takie jest moje zdanie.'

dr. boćkowski, seksuolog

 Przykro mi bardzo, panie boćkowski, nie zasługuje pan na duże litery. Takie jest moje zdanie i ja się z nim zgadzam.

Debata nad istotą gwałtu trwa tak długo i jest tak bezsensowna, że aż ją skomentuję.
Generalnie, rzecz w tym, że panowie mają tylko penisy i nie potrafią myśleć o niczym innym jak o bezmyślnym pukaniu każdej kobiety spotkanej na ulicy, która to kobieta:

a) ma krótką kieckę
b) jest pijana
c) mocno umalowana
d) ma duży dekolt
.
.
.
x) kokieteryjnie maluje usta, kiedy stoi do gwałciciela tyłem.

Zawsze kochałam mężczyzn i robię to pasjami po dziś dzień, bo akurat Ci których znam i podziwiam, swoje narządy ochoczo wystawiają tylko przy oddawaniu moczu. Więc proszę dewiacji nie przedstawiać jako dominanty dla rodzaju męskiego.
(ciekawe, czy dr b nosi pas na penisie, żeby nie hasał)

Bo jeśli tak patrzymy, to może dominantą kobiety będzie wieczny ból głowy, czy jak?
Tu nie ma podziału winy. Wina zawsze idzie za rączkę z penisem, który wylądował w złym miejscu, bo przecież u kobiety "nie", to jest "może", a najczęściej "dawaj, dawaj, bo jak nie ty, to szukam dalej".


Nikt nie lubi, jak się kto powtarza.
Bo przecież to nic nie zmienia, puste pierdolenie nie sprawi, że miód zacznie ściekać po mlecznych zakrętach naszego życia, czy chociażby - życia społecznego. Ale będę pewne rzeczy tak długo powtarzać, ponieważ mam prawo do kreacji swojej rzeczywistości. Rzeczywistości, w której coś takiego jak zawiniony gwałt nie istnieje, bo ja tego nie uznaję, takie jest moje zdanie.

I nie piszę sobie tego, żeby uświadomić meżczyzn, że są szowinistami, czy coś. Nie chcę wzniecać kolejnej, głupiej dyskusji, która do niczego nie prowadzi.

Chcę sobie od a do z uświadomić, że warto takie rzeczy mówić. Niezmordowanie. Nie mam poczucia misji jak feministki, które trzymają w domu naszyjnik z penisów na znak protestu.
Nie jestem Środą, która debilnie twierdzi, że piłka nożna to symbol potwierdzający tezę, że mężczyźni to małpy, biegające za piłką dla zabawy i udowodnienia swoich męskich sił.
Nie będę czciła antycznych bogini i tęskniła za czasami amazonek.
Nie będę ubierać sukienek za kolano, ani płaskich butów, bo przecież jak ktoś mi w biust popatrzy, to na pewno zacznie się ślinić i już nie powie mi nic mądrego.
Będę wymagać otwierania mi drzwi i noszenia za mnie siatek.

Bo jestem kobietą.
I feministką, jak każdy rozsądny człowiek.