czwartek, 5 września 2013

Filthy

Toczy się rozmowa. Hi,hi,haha, no weź przestań i nagle, w środku konwersacji jedna ze stron sięga do torby, bądź plecaka, wyciąga mokre chusteczki. Albo mydło w płynie, wynalazek na miarę suchego szamponu do włosów. Bo tak
znienacka, jak epileptyka nachodzi pienisty atak, jego bądź ją naszła nieodparta ochota wypolerowania sobie rąk.

Trzaskanie drzwiami, odgłos puszczanej wody, spłuczki, chichoty dziewcząt (i wiesz, i on wtedy, no serio!). Kilka wychodzi z kabin, myją ręce. Jedna z nich szoruje tak długo, że dziwi mnie, że z umywalki nie wyłonią sie kikuty, na wpół rozpuszczone. Wyciera ręce w papierowy ręcznik. Jeden. Drugi. Trzeci. A ja widzę, jak dzieci z biednych krajów proszą o zeszyt.
Wydaje się, że to koniec, ale nie!
Wyciąga mydło w płynie.

Mam ochotę umrzeć.

Jestem świadoma niebezpieczeństw, które na mnie czekają zewsząd. Zarazki. Kawałki kupy, mikroskopijne kupowe cząsteczki, które są w każdym miejscu w toalecie, nawet takiej, którą się myje regularnie. Trzymając szczoteczkę w buzi, myję zęby pastą z nie powiem czym.

Ale dopóki nie zobaczę, że ktoś trzyma moją szczoteczkę w innym miejscu niż buzia - nie będę się brzydzić. Bo czasem nie myję rąk, kiedy wychodzę z toalety, i czasem nie chce mi się myć owoców przed zjedzeniem.
Nie ocieram ręką butelki, kiedy piję po kimś i jem z ziemi, jak mi spadnie.

Ciekawe do czego doprowadzi sterylność naszego świata?

Czy stosunki międzyludzkie o charakterze intymnym będą polegały na chluśnieciu wodą utlenioną, albo spirytusem salicylowym w usta i krocze tego jedynego bądź jedynej?
Oby nie. Będzie szczypało.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz