czwartek, 22 sierpnia 2013

Pędem, niczym klacz wyścigowa, wypadłam dzisiaj z pracy. Trochę jęzora to tu, to tam, torbą zamiotłam asfalt.

no troszkę się spieszyłam.
Oczywiście, czekam jak dogorywająca klacz na przystanku, bo moje turbodoładowanie okazało się być aż nadto dostateczne.

Bęc! Siadam na miejscu w busie, wyciągam książkę o znakach drogowych, którą czytam bezkarnie, po 20 minutach się nudzę i znowu patrzę na ludzi.
Jakaś Pani czyta Cienie i Blaski, ktoś dłubie w nosie ukradkiem. Nic nowego.
Aż tu nagle moją uwagę przyciągają wężowe spodnie. Owszem, bardzo ładne. Właścicielka ma też zadbane paznokcie i jest chuda jak szkapa.

Jej sterczące kości biodrowe prawie wybiły mi oczy.

No kurczę, brzydka nie była.
Ale miała parówki zamiast nóg.
Beztrosko gapiłam się na nią i znowu pomyślałam, czy do tego dążymy? My, kobiety?

Powiedzenie, że kobieta powinna mieć tyłek akurat do zaparkowania motocyklu może jest przesadą, faktycznie. Obwisły biust też jest podnietą chyba godną małp.

Ja mam normalne nogi. Większe w obwodzie u góry, który się potem zmniejsza.
Co w tym złego? Czy gdybym nie pomyślała kiedyś, że może powinnam mieć chudsze nogi, dziś byłabym szczęśliwsza? Czemu słowo normalny jest takie niepożądane, jeśli chodzi o części ciała kobiecego? (w każdej innej materii - hulaj dusza). Grube jest jak najbardziej nie na miejscu, ale normalne? Czemu nie?

Zawsze smukłe, eteryczne, żywiące się słowem z ust jakiegoś palanta.
No do chuja pana.


Eh. Dobrze, że ogólnie jestem śliczna.!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz