piątek, 15 lutego 2013

"Pracuję na stałe od 18 roku życia. a nawet wcześniej i w całej karierze zawodowej nie miałam ani jednego dnia L4".

Spokojnie, oddychaj przez nos.
Przez usta.
Mogę spróbować nawet przez pachę, jeśli mi to pomoże się opanować.

Po pierwsze: jaka kariera zawodowa? Jesu, jak ktoś ma 28 lat i całym jego dobytkiem zawodowym jest: trochę delegacji,
kot, że tak powiem, w pustym mieszkaniu (tak, ja też lubię Szymborską, a jakże),
problemy psychiczne związane z nieuleczalnym syndromem bycia podwładną, to znaczy: napady histerii typu "nic mi nie wychodzi, jestem chujowa" (z tym drugim to się zgodzę w stu procentach), niemożność zaprzestania ciągłego biegu - obojętne, czy się idzie zrobić kupę, czy na audiencję do Wszechwładnego, mylne wrażenie, że potrafi się wszystko załatwić i wszyscy słuchają tego co się do nich mówi.
Zawsze sobie wyobrażam, że ona faktycznie ma orgazm, kiedy szef z nią rozmawia, a kiedy ją pochwali, to ma hiperwentylację. Ale, ale, nie ma bata, żeby zemdlała, czy coś, nie, nie, stoi przy tym swoim biurku, z obłędem w oczach, ręce na biodrach, olbrzymi biust do przodu, cała jest w takiej gotowości i dumie i świetle skąpana, że gdybym wierzyła w boga, byłaby stiuningowaną maryją, ale tematy superbohaterów to bardziej mój klimat, więc wydaje mi się, że za plecami powiewa jej swobodnie pelerynka supermana.

Z jednej strony bywa, że jest mi jej żal. No bo tak: brak przyjaciół, brak faceta (nie mam w sumie na myśli chłopaka, męża, czy narzeczonego. po prostu kogoś, kto co jakiś czas, czasem częściej, a czasem rzadziej jest w twoim życiu i jest Ci z nim dobrze. Ktoś bliski), poważnie chory ojciec (chory nie chory, jak ostatnio jej delikatnie przez telefon zarzucił, że czegoś tam nie dopilnowała, to ten obłęd dopełnił się jeszcze o jakiś taki histeryczny wrzask), brzydki kolor włosów...
Nie, głównie ta samotność. Porażająco duża. Smutna. Wszelkie przestrzenie, które normalni ludzie po pracy zapełniają najróżniejszymi rzeczami, nie wiem, sportem, książkami, cerowaniem, piciem piwa z kumplami, uczeniem się, są  u niej ściśle zapełnione... pracą. Popierdolone, wielkie koło młyńskie, w którym codzienność musi przytłaczać tak, że nawet nie chcę o tym myśleć.

W takich momentach próbuję z nią nawet pogadać, ale jakoś tak zawsze już po pięciu minutach mnie wkurwia. 

1 komentarz: