sobota, 23 lutego 2013

Każdy pamięta scenę z dnia świra, kiedy Kondrat odbiera wypłatę, pompatyczna muzyczka w tle, stos pretensji do kraju, w którym przyszło żyć i wypłata, której wysokość sprawia, że 10 każdego miesiąca to Ogólnokrajowy Dzień Demotywacji.

Nie ma żadnej fanfarów. Orkiestry. Harmonijki chociaż.
Nie, jest ciszy szept pracującego kompa, moje zmęczone palce nad klawiaturą, wstukałam już login, hasło i ładuje się strona mojego internetowego banku.
I jakbym dostała w ryj.

Miesiąc wstawania o 5:50, wytrzymywania pojebanych ludzi i jeszcze bardziej jebniętych decyzji, funkcjonowanie w przestrzeni paranoi przez 8 godzin dziennie, wykształcenie, jednak wyższe, tłumaczenie na dwa języki, i naprawdę, no kurwa, mam kilka innych zalet oprócz świetnego tyłka, serio.

No nie. mój czas, jako osoby pracującej, marnowany na miliony sposobów przez pracodawcę, ma wartość tak niską, że nie wiem, czy ma mi być wstyd za niego, że jest chujem, czy za siebie, że się nie odważyłam cenić wyżej.
To zabawne, żałosne, smutne i szare, że mając 22 lata, boję się jak chuj kazać innym, żeby szanowali i mnie, i moje zdolności, które oddaję w pocie czoła.
"Zmień pracę", "Pierdol to", "Nie przejmuj się", "Wszędzie tak jest" - 4/10 nowego, jebanego dekalogu zatrudnionych.

Nie lubię pierdolenia, które niczego nie wnosi i nie przynosi, a sama robię to coraz cześciej, boję się czasem, że pierdolenie innych ludzi przejdzie mi przez skórę i stanę się taka sama. Rozgoryczona, bez życia, bez perspektyw i marzeń. Będę narzekać na wszystko, od cen jajek począwszy, a cen domów skonczywszy. Bo wtedy rozmawia się już tylko o pieniądzach, o wydatkach, o tym czego chcemy, a nie mamy kasy, o tym co kupiliśmy, a mogliśmy nie kupować, bo jest chujowe, bo mało kosztowało, trzeba było kupić droższe, ale za co, no przecież nawet jajka są takie drogie...

Nie, dość. Nie będzie tak. Przyjdzie ten dzień, kiedy złożę wypowiedzenie i wyjadę, żeby nauczyć się patrzeć. To będzie piękny dzień.
I już nigdy nie usłyszę "Ola, jak ja zaczęłam tutaj pracować, to zarabiałam tyle, że było mnie ledwo stać na benzynę do i z pracy".

NO KURWA!
Też mi przykro, że nigdy nie doceni cię szef, bo jego też męczy pierdolenie, ale z drugiej strony nie zrezygnuje z darmowej służącej, sekretarki i fanki, pod pseudonimem "Kierownik".
Przykro mi, że nie masz skończonych studiów, bo byłaś jebanym leniem i nie napisałaś pracy.
Oraz przykro mi, że dajesz się ruchać na milion sposobów, a w ręce zostaje ci tylko żal i resztki dumy, pomieszane ze strzępkami "niby-życia".

Nie, nie jest mi przykro.

głupota wywołuje politowanie, a nie współczucie, które też należy do uczuć niższej półki, jak i litość.

Żryj gruz.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz