czwartek, 30 maja 2013


Kiedy kończy się dzieciństwo dziewczynki? Wtedy, kiedy na pytanie „czego byś chciała?” opowiada: „być ładna”.

W tym miejscu od razu macham w stronę dziewcząt, które nigdy nie zaprzątały sobie swoich myśli tak banalnymi rzeczami jak wygląd, bo są mądre i czytają książki mądre wcześniej niż inni. Dziwnym trafem, takie dziewczęta zawsze mają chude nogi, nawiasem mówiąc...

Ale – nieważne. Moje odpowiedzi takie były. Przeplatane jeszcze z „być szczęśliwa”, ale skoro w tym wypadku jedno było tożsame z drugim, to różnicy nie było żadnej. Chłopcy chcą być lotnikami, piłkarzami, albo mordercami, a dziewczynki chcą być ładne i trzymać nogę na nogę, bo taka postawa przydaje szyku. Tak jak kolorowe paznokcie. Potem są to jeszcze nienaganna figura, lśniące włosy, koniecznie do pasa, białe zęby (ile pieniędzy poszło z pianą past , po których powinny nam one nie tylko fluoresencyjnie świecić, ale przy okazji pomóc ułożyć sobie życie. Żadna z nas nie jest idiotką przecież i wie, że jak się ma ładne zęby, to mąż też będzie ładny. I dobry).

Jako że tak jak moje wypowiedzi ustne, pisemne też pląsają w plątaninie dygresji i tych miejsc, które nie noszą zaszczytnego miana „meritum”, drugą ręką macham od razu w stronę tych, którym piana, bynajmniej nie z pasty wybielającej, toczy się z ust, bo przecież ja się poruszam w jakiejś idiotycznej strefie stereotypów, ble, ble, ble.
No poruszam się, bo mnie to bawi, bo mi wolno i mnie stać. W naszej smutnej Polsce wlasne zdanie to jedyna rzecz, na którą mnie stać, także pławię się w tym przywileju.
A dodatkowo, też mnie to boli. Bo może feminizm przeraża, bo nie potrafimy go prawidłowo ubrać w słowa, mimo że studiujemy na co dzień nauki gender?

A taka banalna kwestia, jak ta, którą teraz poruszyłam, to jest właśnie kwestia tego znienawidzonego słowa. Bo feminizm to umiłowanie wolności.

I nie trzeba od razu wycierać sobie buzi głośnymi sloganami o równouprawnieniu nawet w toaletach, o parytecie i innych dużych słowach, które noszą krawaty i błyszczące buty do garniaka, które tak rzadko są dobrze dobrane.
Można się zatrzymać na chwilę i popatrzeć to tu, to tam. Kobiety podzielono teraz na pięć podstawowych grup (rzecz jasna, miały w tym udział i one)

- Miłośniczki Zdrowego Żywienia, czyli wiecznie na diecie, wiecznie niezadowolone, z kalkulatorami kalorii w oczach. No szczupłe są, chudziutkie, to do nich są skierowane linie ubrań, to dla nich wymyślono chudziutkie ubrania, które podkreślają kształty dziewcząt, którymi są. Są śliczne, bardzo często. Ale spojrzenia mają nieładne, pogardliwe, albo smutne, bo jak nic nie można jeść, to się jednak traci energię.

-Wielbicielki Fitness, dla których Jezus objawił się na nowo w skórze Ewy Chodakowskiej lub innej, która obiecuje pot, krew i łzy, zmianę figury, no i zmianę życia w ogóle, to przecież logiczne, że jedno z drugim idzie w parze. Kobiety z końskiem ogonem na czubku głowy, kolorowymi adidasami i stylem „na sportowo”, które starają się przekonać wszystkich wokół o tym, że puszczenie pawia po treningu jest super, bo to jest jak przekraczanie swoich granic i „warto, naprawdę warto, zabrać się za siebie, bo zmieniasz swoje życie wtedy”.

- Kobiety Twórcze, które interesują się wszystkim. Mają pasję, lubią czytać, ale tylko profesjonalną literaturę, Balzaka, albo w wersjii bardziej postmodernistycznej Żulczyka po polsku. Obowiązkowo mają karnety stałego bywalca teatrów. Idealne do wyrwania na wino i płomienie świec i inne tego typu bzdety. Uwielbiają narzekać na powszedniość dnia codziennego i nadużywać słów, których znaczenia cieżko się domyślić. Wysublimowana forma Feministek, która o dziwo, nie śmierdzi kotem. Ale i tak płacze wieczorami, bo jakiś palant, którego ona zamierzała uwieść miał czelność przelecieć panienkę, która nie wie, kim był Derrida.

-Feministki.
No sami wiecie.

- Cała Reszta, a jest ich mnóstwo. Te z nadwagą i bez, z tłustymi włosami i bez. Nastolatki, te bardziej dojrzałe, te „jestem na diecie od poniedziałku” i „zaczynam biegać w przyszłym tygodniu”. Histeryczki i wyluzowane, urządzające burdy za Jego spóźnienia, trzaskające drzwiami. Nudne, bo nie należą do żadnej wyodrębnionej grupy. Zatracają się w związku, nie mają własnego zdania, beznadziejnie samotne singielki... I tak dalej.

Dobrze byłoby dla kobiet przestać starać się zaspokoić jakieś niewypowiedziane przez nikogo żądania. Że masz być fit, masz się zdrowo odżywiać, zero chleba, anoreksja w łagodnym etapie jest nawet dla Ciebie korzystna, jak Ci źle, to potrenuj albo zjedz całą czekoladę i wiadro lodów, to takie kobiece. Bądź zawsze elegancka, ale uwielbiaj też wędrówki w deszczu i błocie. Noś szpilki, ale miej zawsze w pogotowiu dres. Nie przeklinaj, bo jesteś kobietą, nie wypada, ale zaklnij porządnie, kiedy się wkurwisz, znaczy, że masz jaja. Pij wino, ale bądź też pierwsza do picia wódki, bo taka z Ciebie fajna laska. Kochaj kupować buty, ale oszczędnie zarządzaj finansami, na boga, masz być żoną.

Z biegiem czasu dochodzę do wniosku, że tak długo, jak długo kobiety będą antyfeministyczne w stosunku do samych siebie i dopóty, dopóki nie zburzą tych wszystkich klatek, faceci nie zrozumieją, czym jest mądry feminizm.
Wolnością wyboru. Odwagą w byciu tak wolną, jak tego chcesz i potrzebujesz.

Jak nie lubisz oglądać mądrych filmów, to nie oglądaj, ale się nie zasłaniaj tym, że kobiety lubią komedie romantyczne, bo to jest chuj, nie argument.

Kobiety, dar bogów, najwyższa rozkosz fizyczna i psychiczna od wieków.
Przestańcie pierdolić, bo aż głowa boli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz