piątek, 20 grudnia 2013



















Na szczęście, moje "jutro" odbyło się prawie trzy tygodnie temu.
Opuściłam Dolinę Wiecznej Nieszczęśliwości i Paranoidalnego Wkurwienia.

Nosiłam się z tym od dawna, odkąd ranki przypominały wyprawę na Kilimandżaro w krótkich spodenkach, albo w samych majtkach, bo nie śpię w spodenkach.

To był poniedziałek, pierwszy dzień tygodnia. Wstałam, jak zawsze, przed budzikiem. Przybita i ubita faktem, że nie mogę olać pójścia do pracy, to nie studia (nawet na studiach mi to przez myśl nie przeszło - najlepsza studentka ever. job is killing our true personality).

Jadę busem i mam ochotę rzygać na ludzi, których znam, a nigdy z nimi nie rozmawiałam. Mam ochotę rzygać na siebie, że w ogóle tam jadę, z litrem mleka do kakao, bo przecież gdzież by tam pracodawca zapewnił coś więcej, niż rozstrój żołądka.

Wchodzę do biura, w którym jest 14 stopni. Moje pomieszczenie do codziennego umierania jest ogrzewane prądem, który wykorzystuje klimatyzator. Tylko nie robi tego, bo nie mogę go włączyć, bo nie mam pilota do włączania, bo oszczędzamy na ogrzewaniu.

Włączam komputer, który muli nieprawdopodobnie wolno.

I BANG!

W minucie wszystko przestało się liczyć. To, że miałam poczekać, aż coś znajdę. Bo może będzie lepiej. Bo co z kasą. Bo nie mogę tak z dnia na dzień rzucić pracy. Bo zobowiązania.

Taki CHUJ!

Wszystko mogę, to cudowne uczucie, wszystko mogę. Mogę nie dawać się oszukiwać, pomiatać sobą, być lekceważoną, nieszanowaną i nikomu nie muszę pozwalać, na to, żeby miał mnie w dupie.

Złożyłam wypowiedzenie tego samego dnia. Po 2 godzinach dowiaduję się, że i tak chcieli mnie zwolnić.
Bo szef mnie nie lubi.

No kurwa, wiem, jakie to głupie, ale to prawda.
Serio, nie lubi mnie. W sumie dobrze, też nie przepadam za tym palantem.

ALE BYŁAM PIERWSZA.

Może faktycznie. Świat i rzeczy, i wszystko, w swoje ręce.
Jedyną osobą, jaka może mi powiedzieć "stać Cię na więcej", to ja.

I tak znalazłam lepszą pracę, frajerzy.
I mają tam 5 ekspresów do kawy, a ogrzewanie jest centralne i musiałam tam ściągnąć sweter, bo było mi tak ciepło.

Who's the bitch now?

1 komentarz:

  1. "ALE BYŁAM PIERWSZA." - tak, to wewnętrzne samo-dowartościowanie, gdy czujesz, że tę decyzję podejmujesz samodzielnie... Gdy wiesz, że to Oni są "ci źli", bo nie potrafią utrzymać przy sobie takiego pracownika jak ty - bo to ty jesteś lepsza. Nigdy Oni.

    OdpowiedzUsuń