niedziela, 15 grudnia 2013

MIKKE VS FEMINISTKA.



Macice nieustannie przegrywają.


Wszyscy uważają mnie za feministkę.
Ja siebie za taką uważam.
Ale, kurwa, nie taką.




1. Uważam, że całowanie w rękę jest cudownie przestarzałą tradycją, a nie wynikiem patriarchalnego nacisku, który ślini i moczy ręce kobiece.

2. Uważam, że kłócenie się z faktami, jest żałosne. Kobiety wynalazły MNIEJ. MNIEJ kobiet studiuje nauki ścisłe. Kobiety oddają się uciesze intelektualnej, ale KAŻDY wie, że na popularnych humanistycznych kierunkach jest więcej biustów. To nie są kierunki, które zmieniają świat w sensie praktycznym. Uczenie się cudzych idei uczy tylko Ciebie. Jest przyjemne, jeśt świetne, ale nie daje Ci narzędzi do rozwiązania problemów.

Uwielbiam literaturoznawstwo.
Nie uważam, że moja nauka przynosi komukolwiek korzyści, oprócz mnie.

Jestem tłumaczem.
To żmudna i ciężka praca, ale nie wymyślę w niej nic nowego.
W ogóle mi to nie przeszkadza.

3. Nie czuję potrzeby nadawania mi specjalnych przywilejów. Bo jestem kobietą? A czy to grzech, albo jakiś niedorozwój wrodzony?
Czasem feministki zapominają o tym, że nie wszystko im się należy.
Że ich puste gadanie o nazywaniu i tworzeniu jakiegos utopijnego świata, w którym meżczyźni wreszcie odpokutują za grzechy, które popełniają od wieków, jest totalną bzdurą.
Nie miałyśmy dostępu do nauki, ok.
Mamy teraz.
To czemu większość równych mi wiekiem znajomych wybiera rodzinę i dzieci?
Czemu nie pławimy się teraz w nieskończonych możliwościach?
Bo NIE. I to jest w chuj db argument.

4. Uważam, że kobiety są emocjonalne, histeryczne, świetnie słuchają, miewają fochy, obrażają się o nic. Są piękne i interesujące. Jestem dumna z bycia kobietą, ale gdy patrzę na takie dziwadła, jak te z nagrania powyżej, to jest mi wstyd. Ich niedojrzałość i nieumiejętność pogodzenia się ze stanem faktycznym mnie obraża. Obraża mnie wykorzystywanie mnie, bo jestem gdzies ujęta, jako statystyczny pionek, w tej głupiej propagandzie. Bo na pewno jest mi źle, a jak mówię, że tak nie jest - to kłamię, albo jeszcze nie doznałam objawienia.

Nie zgadzam się z tym, że kobiety zarabiają mniej od mężczyzn. Na takich samych stanowiskach, bo tak jest.
Nie zgadzam się na żałosne seksistowskie gadki, których jestem przedmiotem, bo jestem kobietą.
Nie zgadzam się na to, żeby media wszelkiego rodzaju traktowały mnie jak szczęśliwą drugą połówkę. Nie jestem połówką. Nie gotuję. Nie myślę o tym, jak kogoś usidlić. Mężczyźni nie są osią mojego życia i nie startuję w wyścigu o białą sukienkę. Brzydzi mnie puste wyrywanie chłopiąt, a potem robienie problemu z tego, że on nie zadzwonił. Przecież jestes niezależna, więc o chuj chodzi?

Nie zgadzam się na dominację, chyba że jest to sypialnia i wcale nie mam wrażenia, że penis jest przedłużeniem patriarchalnej władzy, wymierzonej prosto w moje kobiece epicentrum.

Nie lubię robić zakupów, chyba że są spożywcze, mój ulubiony sklep to delikatesy. Nie sprzątam i nie myję kibla, chyba że mi się przypomni. Mam wyjebane na swój makijaż, jeżeli jest przed ósmą rano. Lubię pić wódkę i dyskutować z kimś mądrym. Uwielbiam mężczyzn, chyba że są idotami, wtedy nie. Lubię, kiedy przepuszczają mnie w drzwiach i niosą moje siatki, jeżeli tego nie robią - to są bucami i nie mają u mnie szans. Lubię wykorzystywać to, że czasem łatwiej mi cos załatwić, bo mam niezły tyłek i ładnie się uśmiacham.

Jestem kobietą.
Szanuj to, feministyczna kliko.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz