czwartek, 6 czerwca 2013

Wezwana na audiencję do Najwyższej Idiotki

(haha, gdyby była tą, na cześć której w bajkach wiwatuje tłuszcza równie bezmózgowa, jak i przedmiot tegoż wiwatu, w końcu rozległby się głos:

-Król jęst tępy!)

opuszczam moje zaszczytne miejsce na korytarzu, gdzie jest zimno jak w budzie dla psa i ludzie szczają na Ciebie wzrokiem i myślę, jak zwykle: o chujżesz może znowu chodzić? Czego dusza pragnie? Aplauzu?

-Przejmujesz serwis. Cały.

Kawalkada na 4 lipca w ojczyźnie największych złodziei ziemi cudzej nie jest tak głośna jak brzemię, które spada mi z pleców.

Nie. jest. już. moją. przełożoną.

Oczywiście na pytanie o warunki finansowe odpowiada w swoim słodkim stylu:

- Jak ja bym miała takich pracowników w swojej firmie, to bym nie chciała, żeby dla mnie pracowali, skoro pierwsza rzecz o którą pytają, to pieniądze.

Nie masz swojej firmy. Nie masz swoich pracowników. Nie masz mózgu, zamknij się.

Tym razem z wielką przyjemnością odbijam piłeczkę, moja śliczna twarz się wykrzywia, z ust toczę pianę i warczę, że o co Ci chodzi do cholery, skoro ludzie, wykonując swoją pracę liczą na pieniądze z tego tytułu? Co w tym złego, wytłumacz mi?

Nie wiem, nie słuchałam odpowiedzi, byłam zbyt zajęta wyobrażaniem sobie, jak ktoś jej na dupie żelazem pisze "jestę gupia".

Dlaczego tak trudno pojąć, że ludzie mają swoje życie po pracy i lubią robić inne rzeczy?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz