czwartek, 27 listopada 2014

Freedom.


Wolność.


Słowo, którym każdy, kto przykłada rękę do Twojego zniewolenia, wyciera sobie usta, a nawet drukuje je sobie na koszulkach, torebkach, bluzach.


Pisałam ostatnio, najmilsze Kotałki, o modzie.
Że tylu ludzi podąża za modą i ble, ble, ble. I że mnie to wkurwio, co jednoznacznie postawiło mnie w szeregu osób, które mają ból dupy i narzekają na wszystko.


Ogrom bodźców, które nas stymulują na codzień, jest niewyobrażalny.
Masz jeść, czytać, ubierać się, myśleć poważnie, wziąć kredyt, ale nie zapomnieć się zabawić, walnij sobie dziarę, ale też dziecko, kupuj, słuchaj, nie myśl.


Setki stron internetowych, które pokazują nam, co nosić w tym sezonie i jak wyglądać. Kawa nie będzie Ci smakowała dobrze, jeżeli nie wypijesz jej w kubku, sygnowanym czymś tam, i nie będzie zaparzona w najlepszej kawiarce marki X.
Nie będziesz wyglądać dobrze, to nie będziesz szcześliwy, a wyglądać dobrze znaczy wyglądać jak Ci ludzie z tych pięknych zdjęć, którzy są tak oryginalni, że aż powszedni.


Długo sama tak myślałam. Że odpowiedni wygląd i rzeczy zapełnią pustkę, która mnie dopada między sennymi ulicami, w czasie tych spacerów, które trwają godzinami, a tak naprawdę trwają lata, bo chodzisz po sobie w środku, a nie po asfalcie.


Długo sama oglądałam blogi, które nie poruszają żadnych głębszych tematów niż lajfstajl (do dzisiaj nie wiem, kto wymyślił tak idiotyczne słowo), śledziłam notki dziewcząt, które wyglądają jak milion dolców i myślałam, że niezaprzeczalnie potrzebuję czegoś tam, żeby coś tam.
Robiły na mnie wrażenie rzeczy, rzeczy, rzeczy. I opinie, opinie, opinie, ludzi, którzy są jeszcze bardziej niewolni ode mnie i na tej niewoli zarabiają gruby hajs.


Czułam się feministką, a blisko było mi do tych, które wolność upatrują w wolności seksualnej. Walczących o rzeczy, które nie mają znaczenia wobec bólu i strachu kobiet gwałconych w takt rytualnych mantr, albo po prostu na ulicy, bo żyją tam, gdzie jest to na porządku dziennym. I te bojowniczki, też są zniewolone. Mitem XXI wieku.


Dalej oglądam. Ale kompletnie nie interesuje mnie przekaz, lubię oglądać piękne rzeczy i pięknych ludzi, ale wiem, że na wyciągnięcie ręki, zaraz obok, jest coś lepszego.
I każda chwila, kiedy po to sięgasz, stawia Cię bliżej wolności.


Na koniec, taka sytuacja:
muszę sobie kupić torebkę, która nie będzie ze skóry, wpisuję w wyszukiwarkę “torebka z materiału” (no dobra, tak naprawdę to tak: “torebka z materailału”), wchodzę na kilka stron, oglądam pierwszą. 160 ziko. W sumie ładna. 140 ziko następna. 89. Najeżdżam na krzyżyk w prawym górnym rogu. Zamykam każdą ze stron, nawet ich nie oglądając.
No chyba pokurwiło, myślę.
Będę najwyżej chodzić z siatką.

zdjęcie: via Pinterest

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz