wtorek, 2 grudnia 2014

Świąteczny chlip.




Koteczki, pochłonął mnie weekend i do wczoraj nie chciał wypuścić z rąk, wiec trochę jakby przegapiłam, że przyszedł grudzień.


Miesiąc, na który mała Olkazerolka czekała cały rok. Całe 11 miesięcy.


Miesiąc, w którym mam urodziny, no i są święta (co akurat było dla mnie dość kłopotliwe i smutne, bo większość ludzi to jednak życiowi ekonomiści, szukający oszczędności co równa się 2 okazje i 1 prezent), jednakowoż ten fakt smucił mnie tylko we wczesnym dzieciństwie, czyli do momentu, kiedy wpadłam na pomysł, że najlepszym prezentem, jaki można mi dać na urodziny, jest wódka i papierosy.


Ale ja chciałam o świętach, a nie o urodzinach, także tego, keep focus.


Mam chyba z 7 lat, idę na targ kupić prezenty dla mojej rodziny. Zapalniczkę dla Taty, jeszcze wtedy nałogowego palacza, gumkę do włosów dla Mamy, nie pamiętam, co dostał mój Brat, ale on dał mi zeszyt w kratkę. Do dzisiaj pamiętam okładkę, trzymałam go w szafce bardzo długo, bo był prezentem od Starszego Brata.


Ja, lat 8? 9? Chyba 10. Nie umiem zasnąć pół nocy, bo muszę iść do spowiedzi, co zawsze było dla mnie wydarzeniem stresującym i wstydliwym z uwagi na ogrom grzechów popełnianych w dzieciństwie, jak kłótnie z rodzicami i bratem oraz obgadywanie. Muszę iść na roraty, po 5 minutach odchodze od konfesjonału, na dworze pada śnieg. Jestem autentycznie szczęśliwa, wracam z Mamą do domu i robię łazanki.
Tego roku wpadamy też z bratem na świetny pomysł i dajemy Tacie w prezencie największy słoik Snickersa, jaki udaje nam się znaleźć. Do dziś dziwię się, że ta Wigilia nie skończyła się dla Taty pawiem.
Mam jakieś 12 lat i jeszcze wierzę w boże narodzenie i małego Jezusa, sama robię prezenty. W całym bloku wypierdala prąd (bo wszyscy gotują i sprzątają na potęgę), zostaję tym zaskoczona w połowie roboty, wizja świąt bez światła jest teraz dla mnie przerażająca, bo nie będzie Kevina samego w domu, ani jedzenia. W środku nocy włączają światło, święta uratowane.


Mam lat 15, dostaję od Kuzyna prezent na urodziny - puzzle z zamkiem Disneya, jakieś miliard kawałków.
Tego roku nie idziemy na pasterkę, Mama siedzi nad układanką całe święta, a ja do dziś z tkliwością patrzę na pudełka z puzzlami w supermarketach.


Potem mam lat 19, i z przyjaciółką tradycyjnie robię pierniki. Obok choinek i gwiazdek pojawia się też pindol posypany kolorowymi, cukrowymi kulkami. Odwiedzałam ją zawsze w 1, bądź 2 dzień świąt, jadłyśmy na potęgę i kończyłyśmy z zaawansowaną ciążą spożywczą.


Teraz mam lat 24 i święta kojarzą mi się z kolejkami w sklepach, i zaciąganiem kredytów na prezenty. Z gorączką, która zaczyna się i kończy w okolicy centrów handlowych i trwa okrągły miesiąc. Z brakiem kartek z życzeniami, bo nikt już tego nie pamięta, oprócz przedstawicieli handlowych. Z narzekaniem, że tyle jedzenia i po co to komu, a trzeba jeszcze umyć sufity.


Całe ciepło gdzieś uleciało. Został tylko mrok o godzinie 16 i te światła latarni, które tylko w grudniu mają takie kolory.


Patrzę w górę  i marzę o świętach gdzieś daleko, o chlebie i wodzie.

zdjęcie: via Pinterest

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz