piątek, 14 listopada 2014

mój każdy poranek.


Jak wygląda Wasze standardowe wyjście z domu, Koteczki?
Myślę, że na pewno nie wygląda tak, jak moje.

Pominę cały żmudny proces zwlekania się z łóżka, przyklejania innej twarzy na własną, robienia jedzenia i ubierania się. To u wszystkich wygląda podobnie, więc nic nowego tu nie wymyślę.

Zabawa zaczyna się w momencie zakładania butów.

1. Muszę przytulić koteczkę przed wyjściem, bo jest najmiększą i najsłodszą ze wszystkich istot chodzących po tej ziemi.
Oczywiście, nie ułatwia mi tego i ucieka, bo z rana zachowuje się jak skrzyżowanie miksera z nadpobudliwym dzieckiem. Po kilku próbach, rozerwanej pazurami ręce i ubrudzonych na kolanach spodniach, olewam temat.

2. Sprawdzam temperaturę. Jadę do pracy Auteczkiem, ale wiadomo - najłatwiej przeziębić się w drodze do auta i z auta. Decyduję się na grubszą kurtkę i grubszy szalik, taka jestem zapobiegliwa.
(tak naprawdę dzień wcześniej nabawiłam się kataru)

3. W pełnym rynsztunku sięgam po klucze do mieszkania, żeby je zamknąć. NO FUCKIN’ WAY!!! Przecież je zgubiłam, co jest stałą frazą w moim słowniku.

(nawet na gazie, większym, bądź mniejszym, jestem w stanie wyciągnąć wszystko z torebki, żeby się upewnić, że jednak są).

Wchodzę z buciorami do pokoju, robię bałagan, kurwuję, prawie płaczę. Nie ma. Wracam do przedpokoju, poprawiam włosy i robię zamyśloną minę. A dobra, cały czas były w kieszeni kurtki.

4. Wychodzę.
Czekam na windę. Oczywiście, sąsiedzi z góry teraz mają ochotę żegnać się przy otwartych drzwiach, tamując ruch.
Wsiadam, winda jest pusta.

(ZAWSZE jest pusta, jak to możliwe?)

Sięgam po telefon, nie ma. Zostawiłam go w domu.
Zjeźdżam do parteru, od razu wjeżdżam na górę, wyciągam klucze. Podśpiewuję, żeby się nie denerowować na siebie.

5. Wychodzę po raz drugi.
Winda czekała, to jest mój dobry dzień. Chcę położyć siatkę z jedzeniem na ziemi, żeby sięgnąć po telefon. Nie ma czego odkładać, jak wracałam się po klucze, zostawiłam siatkę w domu. Urządzam minutę ciszy w drodze na górę, dla tych wszystkich minut, które pogrzebałam swoją nieuwagą i niedbalstwem.

6.Wychodzę z klatki, nareszcie.
Pobieżam do Auteczka, jedziemy do pracy.

P.S. W drodze powrotnej do domu jadę na zakupy. Nie za duże, ale o większej wartości niż 20 zł, które mam w portfelu. Przy kasie orientuję się, że karta została w domu. W drugiej kurtce. Po chuj ją nosić w portfelu, skoro można w kieszeni.


zdjęcie: via Pinterest

2 komentarze:

  1. "skrzyżowanie miksera z nadpobudliwym dzieckiem"
    - zgon.
    Twoje notki powinny być publikowane w gazetach w zakładce "felietony".
    Piękne :")

    OdpowiedzUsuń