poniedziałek, 1 września 2014

back to school



Chodź, daj rękę.

Jest 1 września, pamiętasz?

Masz 7 lat, w rękach tubę ze słodyczami, obok Ciebie stoi ktoś z rodziny, moja Mama miała najpiękniejszą spódnicę na świecie, była zielona, do połowy łydki, lubiłam ją sobie zakładać, jak bawiłam się w dorosłych.

Pamiętam jeszcze ten dziwny ścisk w dołku, bo idę do szkoły, pierwszy raz, co to będzie?

“Mamo, a jak nie będzie mi się podobało?”

Wielki ołówek dotyka moich ramion, zostaję mianowana (boże, jakie to zabawne słowo) Pierwszoklasistą, ktoś ze starszych uczniów jest przebrany za Plastusia (poważnie).

Podoba mi się, jest dużo dzieciaków, nikogo nie znam i to podoba mi się mniej, bo jestem zahukaną małą olkązerolką w białych rajstopach.

Podekscytowana po pierwszym dniu, nie umiem zasnąć, pakuję się w trymiga wieczorem i oczywiście, zapominam ćwiczeń (skłonności do bycia najbardziej roztrzepaną osobą na świecie miałam, jak widać, od zawsze). Miały sowę na okładce. W okularach.

Potem, każdy kolejny początek roku był trochę smutny, bo oznaczał koniec wakacji, ale też radosny, bo mogłam zobaczyć nauczycieli, kolegów i koleżanki, i naprawdę lubiłam nowe podręczniki, bo były ciekawsze, niż poprzednie.

Często świeciło słońce, wrześnie bywają piękne, a my staliśmy, w białych koszulach, z obdrapanymi kolanami i zjaśniałymi włosami, na apelach, gorączkowo opisując sobie, co się działo w czasie tych dwóch letnich miesięcy.


I w ogóle, ale to w ogóle, nie zdawaliśmy sobie sprawy z tego, że rok za rokiem, nasze dzieciństwo maleje, a przeciwwagą dla niego będzie bycie dorosłym, w jakiś tam sposób.


zdjęcie: via Pinterest

2 komentarze: