niedziela, 19 stycznia 2014






Tak mi się jakoś przy niedzieli, jak zazwyczaj, siądzie przy tym kompie (ja na łóżku, komputer na krześle, to przecież logiczne) i się napisze.

Bo się wkurwię, bo mnie coś rozbawi, bo mi myśl taka złota na ramieniu siędzie, że ja nie usiedzę. Bo mi smutno, bo chcę coś poukładać, a wychodzi bałagan i monolog myśli nieskończonych, jak to Lec mówił, nieuczesanych.
Dla niespokoju ducha się pisze, żeby inni czytali i epifanii doznawali, albo na chujowiznę stylu klęli.

to sobie, za pozwoleniem, lirycznie pozwolę.

Niedziele zawsze są liryczne, lenistwem tego dnia, który w nim tkwi od korzenia. To są spacery po obiedzie, skoki w telewizji, leżenie cały dzień.
To jest od zawsze, nawet dla ateistów, dzień boży, bo prawie każdy, przybytek święty w ten dzień zwykł odwiedzać do czasu, kiedy wyrósł z rodziców.

I tak sobie myślę, ja ateistka, dlaczego brak wiary w Boga jest uznawany tak często za brak wiary ogólnie.

Życie bez wiary jest życiem, które nachodzi mnie w koszmarach. Bez świadomości czegoś, co pozwala uporządkować egzystencję. Swoją własną, cudze nie grają roli.

Obecnie panujący kryzys świadomości pozwolił ludziom zapomnieć myśleć. Szukać, zastanawiać się, poddawać w wątpliwość wszelkie prawdy płynące zewsząd. Pozwolił nam odciąć wątpliwości i tęsknotę za tym czymś, co jest ważne.

W co ja wierzę?

W potencjał człowieka i wolę mocy, to oczywista.

Banalnie, w miłość. Taką normalną. Bez pochłaniania drugiego, bo w harmonii jest doskonałość. Może nie jest łatwo o taką, może nie istnieje. Nie chcę wierzyć, że nie istnieje, bo to nie jest życie, którego bym chciała dla siebie.

Mam znajomych, którzy planują już swoje śluby. Nie wpadli, nie chcą kredytu, nie wierzą w czystość przedmałżeńską.
I chociaż sama raczej w małżeństwo nie wierzę, jak już powiedziałam wyżej - wierzę w miłość.

I dlatego takie wiadomości zawsze są piękne.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz