Było o świętach, to będzie też o prezentach, Kotałki.
Dzień chłopaka, dzień kobiet, urodziny, imieniny, święta bożego narodzenia, czyli mikołaj i dzieciątko (będące w tym momencie protoplastą rycerzy Jedi, no bo chyba przynosi te prezenty mocą telekinezy, bo jest tylko małym dzieciątkiem), zajączek, rocznice ślubów, związków i tak dalej. Miliony okazji do tego, żeby coś komuś dać. Miliony braków okazji, żeby coś komuś dać.
Kiedyś bardzo chciałam domek dla lalek i go dostałam, ale był z kartonu, bo moi rodzice nie mieli za dużo pieniążków, a nie chcieli udawać, że nie słyszą, o czym marzę (jako mała realistka, zdawałam sobie sprawę, że Mikołaj istnieje, oczywiście, ale obsługuje tylko marzenia dzieci, które są biedniejsze niż ja). Do dzisiaj go pamiętam, był bez mebli, gołe ściany. Malowałam te meble na kartkach i bawiłam się nimi i domkiem bardzo długo.
Pamiętacie te śmieszne Mikołajki w szkole, kiedy losowało się, komu kupisz prezent? W podstawówce wylosował mnie jeden z chłopaków, znowu z jakiejś patolni, więc spisałam swój przyszły ładny prezent na straty. Dostałam od niego strasznie dużo słodyczy i dzisiaj myślę, że było ich tak dużo nie dlatego, że tak bardzo mnie lubił, tylko dlatego, że nie chciał dać nikomu do zrozumienia, że w domu się nie przelewa.
Drugim i ostatnim prezentem z Mikołajek, który pamiętam, była książka “Sto pociągnięć szczotką przed snem. Wspomnienia Melissy P.”
Melissa P to nimfomanka. Znaczy była nimfomanką. Ja miałam 14 lat, jakoś tak, i sfera sado-maso była mi jeszcze nieznana, oczywiście do czasu, kiedy skończyłam czytać. Kiedy tylko ktoś obok mnie przechodził, gdy trzymałam ją w ręce, chowałam ją pod kołdrę i oblewałam się rumieńcem.
Melissa P to nimfomanka. Znaczy była nimfomanką. Ja miałam 14 lat, jakoś tak, i sfera sado-maso była mi jeszcze nieznana, oczywiście do czasu, kiedy skończyłam czytać. Kiedy tylko ktoś obok mnie przechodził, gdy trzymałam ją w ręce, chowałam ją pod kołdrę i oblewałam się rumieńcem.
Bluza z Rihanną, którą dostałam od przyjaciółki, bo akurat ją znalazła w czasie zakupów w domu mody.
Płyta Florence and the Machine (ta druga), której pragnęłam tak, jak codziennie pragnę w swoim łóżku Franza Maurera. Dał mi ją brat, zjeździliśmy razem całe miasto i nigdzie jej nie było. Finalnie zamówił ją przez neta, a że nie mogłam się doczekać, to mi ją ściągnął w tym samym czasie.
Krem do pyska, na który zawsze mi było szkoda.
Gruszkowy Absolut, który dostałam od kumpla na jego własne urodziny, bo “Ola, ja to tak dla Ciebie kupiłem w sumie…”
Torebka z koroną na klamrze, bo przecież ja, Jej Wysokość.
Najlepsze czerwone wino, którego marki nie pamiętam, bo pomogłam kumpeli ze studiów ze starocerkiewnosłowiańskim.
Maść, bo byłam świeżo po tatuażu i zapomniałam jej z domu, a moja przyjaciółka dopiero dojeżdżała na imprezę i dla spokoju mojej ręki podjechała do apteki.
Zdjęcie, które zrobił mój kumpel, w momencie jak udaje żółwia, co zawsze rozśmieszało i rozśmiesza mnie do łez.
Morze wódki na każde moje urodziny, które to ponosiło nas daleko w stronę nieskończonego melanżu, gdzie ludzie są piękni, mróz nie jest mroźny, a w centrum Katowic o północy można kupić chleb i kolejna zero siódemkę.
Miliony rozmów i tryliardy papierosów wypalonych w najróżniejszych miejscach świata.
Fura chwil, kiedy życie na moment staje w miejscu, a ja dostaję najlepszy prezent i poznaję kogoś bardziej.
Fura chwil, kiedy życie na moment staje w miejscu, a ja dostaję najlepszy prezent i poznaję kogoś bardziej.
Całuski, kotałki, miało być pozytywnie!
zdjęcie: via Pinterest

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz