poniedziałek, 13 października 2014

Jakim cudem nie było mnie tu od środy.


Kotałki, stojąc naprzeciwko poniedziałku trzynastego, w świeżo wymytych okularach na nosie, z mgłą za plecami, pozwolę sobie wypłakać się w hojne i chłonne ramię białej (wirtualnej, co prawda, ale białej) kartki papieru.

Z nowości - piję czarną kawę. To nie koniec ciekawych żywieniowych nowości, ale moje jelita i ich ewentualna zawartość nie jest tematem dzisiejszego, melancholijnego, wpisu.

Otóż siedzę sobie, sączę tą czarną cholerę i moje uszy bombardują wypowiedzi o, no o pogodzie, bo o czym można w pracy rozmawiać.

“Bo w październiku to już nie powinno być tak ciepło, ludzie chodzą na krótko ubrani, no to jest jakieś nienormalne”

Nie wiem, czemu tak mnie przybiło do krzesła to zdanie akurat. Jako osoba namiętnie czytująca za gnoja Potop, wiem, że  w lutym bywało ciepło jak w lipcu, a mrozy potrafiły być takie, że Polacy na saniach cisnęli przez morze do Szwecji (błogosławione niech będzie wydawnictwo Greg i ich przecudowne opracowania).
Jako osoba niekontrolująca czasem toku imprezy, wiem też, że wychodzenie nawet na śnieg w krótkim rękawie, nie jest specjalnym problemem, jeżeli odpowiednio rozrzedzono wczesniej krew.

Mam wrażenie, że słowa wycierają się coraz bardziej. Zapychamy nimi dziury czasowe, są jak kit do okien, mówimy bez większego zastanowienia. Wypowiedzi stają się zlepkiem zasłyszanych żartów sytuacyjnych i utartych zwrotów z internetów. Za niedługo przestaniemy używać znaków przestankowych, a napisanie jakiejś formy “cię” z dużej litery będzie równe wyznaniu miłosnemu.

Wyobraźcie sobie, że kiedy Einstein spotkał na ulicy swojego oponenta (nie pamiętam nazwiska) i wdał sie z nim w dyskusję, to zatrzymali ruch.

Wiecie co zatrzymało ruch tramwajowy ostatnio, w bodajże, Portugalii?

Najsłynniejsza szafiarka ze stadem fotografów stanęli na torach.

Nie chcę wieszczyć końca cywilizacji, bo jej koniec nadszedł już dawno, kiedy Giertych zaczął zmieniać kanon lektur obowiązkowych, chociaż nie, kiedy powstała UE.

Słowa to delikatne twory, trzeba nimi rozsądnie dysponować, tak jak pieniędzmi i ostatnią butelką wódki, kiedy są juz zamknięte wszystkie monopolowe.
Czy ludzie się kiedyś nauczą, jak wielką odpowiedzialnością bywa mówienie?
Drugi człowiek w ogóle, czaicie, no nie?

Na koniec taka anegdotka:

Spotykałam się kiedyś, przez króki czas z pewnym chłopięciem. Było przystojne i to w sumie była jego jedyna zaleta. Miało też dziwny zwyczaj używania wielkich słów trochę bez ładu i składu, a mianowicie:

odwozi mnie do domu, znaliśmy się miesiąc.
“Wiesz, chyba Cię kocham”

Serce wali mi jak młot pneumatyczny, zaczynam liczyć grzechy w mojej głowie, co takiego zrobiłam, że zasłużyłam na takie chybione wyznanie?
No bo, kurwa, dałabym sobie rękę uciąć, że słowo “chyba” to tu średnio pasuje, a poza tym, co będzie za 2 tygodnie takim tempem? Ślub?

Tydzień później mi powiedziało, że jednak to nie to.
Kamień z serca.

zdjęcie: via Pinterest

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz